Zygfryd Gdeczyk

wtorek, 2 marca 2010

Gdzie prawda, gdzie prawo, gdzie sprawiedliwość

Serdecznie witam na swoim blogu i zapraszam do intelektualnej przygody analizy politycznych zdarzeń


Gdzie prawda, gdzie prawo i gdzie sprawiedliwość

To bardzo budujące kiedy pierwszy propagandysta uniwersalny powiada skromnie o sobie, że jest amatorem i profanem w zakresie muzyki. Sam jej tworzyć nie potrafi więc tylko jej słucha i tańczy tak jak mu zagrają. A grali mu ostro kozaka w PRL-u i w RP chodzonego mu nie żałują. Dlatego w kwestii tworzenia muzyki nie będzie zabierał głosu. Ponieważ jednak głos ma tęgi i donośny na innych płaszczyznach, więc nikt mu nie odbierze prawa do głoszenia ściśle określonych prawd jakie mu odpowiadają tam, gdzie są one możliwe do najskuteczniejszego przeprowadzenia.

Ten niezwykle ceniony koneser łaskawie podziela opinię swojej siostry Parandulskiej, że najwięcej ciekawych zdarzeń zachodzi w kulturze, w odróżnieniu do działki politycznej jaką włada niepodzielnie nasz Znawca. Z racji swej samokrytycznej skromności w zakresie muzyki kieruje on nas w związku z Festiwalem Szopenowskim do opinii kolejnej siostry, Pani Weissman.

Niemniej nasz idol bardzo czynnie się udziela w życiu literackim, gdzie rozpracowuje fakty i fikcje z życia brata Kapuścińskiego. Podnosi on kwestię negatywnego stosunku do książki o Kapuścińskim jakie wyraziło ścisłe kierownictwo Bractwa w osobach Dżycińskiego i Partoszewskiego. Bardzo jest mu to nie w nos. Nam zaś jest trudno wtykać palce między drzwi kiedy trzaska nimi rodzina, bez mała. Bracia używają takiego słownika w swych recenzjach, że pożal się Mojżeszu. Dżyciński książkę potępił, Partoszewski mówi o niej jak o przewodniku po domach trywialnej wesołości, a brat Pratkowski oznajmia, że jej nie czyta i nie przeczyta, co bardzo wyraźnie stanowi o jego błyskotliwości i predyspozycjach medialnego medium.

Nasz idol polityczny przyznaje się bez bicia, że jest zawistnikiem pierwszej wody i brak mu reklamy w postaci opinii wyżej wymienionych braci ze ścisłego kierownictwa. Ich nawet bardzo negatywne opinie poniosłyby jego więdnące felietony na falach rozwijającego się liberalizmu, do którego on zapisał się w ostatniej chwili, doceniając na stare lata znaczenie prywatnego kapitału.

Opisywany bohater jest zdecydowanie przeciwny pastwieniu się nad Kapuścińskim, któremu przyszło się układać z komuną. Znawca dwóch epok doskonale rozumie ból układania się z komuną, by móc podróżować po całym świecie i zamieszkiwać w Berlinie na statusie dyplomatycznym z wujkiem generałem. To było doprawdy ogromne poświęcenie i za to komunie należą się tęgie cięgi, których on nie skąpi na swoim blogu, aby przypodobać się nowym mocodawcom.

Odwołuje się nawet do drogi życiowej swego kolejnego brata Herling-Grudzińskiego, który uznawany jest przez skrajną prawicę jako przejaw wyraźnej uczciwości i prawości. Herling ponoć udowodnił, że można było pozostać na Zachodzie i nie iść na współpracę z komunizmem. Niestety, wielu braci z wiadomego bractwa poszło na zdecydowaną kolaborację, a część z nich ulokowała się nawet na kierowniczych stanowiskach tego paskudnego systemu i dzisiaj próbuje rżnąć głupa w kwestii swojego niepokalanego dziewictwa i poczęcia.

Kontrargumentem na moralną przyzwoitość Herlinga i pozostanie we Włoszech, skąd mógł bez żadnych ograniczeń na obecną chwałę prawicy opluskwiać PRL, jest fakt , że przecież nie wszyscy bracia mogli uciec przed bestialską Armią Czerwoną, która sposobiła się do zniewolenia szlachetnej szlachty polskiej i pewnej części mniejszości narodowej.
No, jakżeż można było zdążyć z ucieczką przed zwrotnymi T-34? Ba, przecież nawet hitlerowcom to się nie udało, a cóż dopiero skromnemu i rozrzuconemu po wschodniej Polsce bractwu. Dlatego trzeba było zostać w tym podłym PRL-u, a nawet wejść w komunistyczne łaski, by niczym koń Trojański rozłożyć siłami bractwa tę czerwoną zarazę.

Nasz brat uważa broniąc swojej skóry, że PRL wcale nie była takim stotalitaryzowanym państwem, ponieważ istniał margines wolności i jakaś możliwość wyboru. I z tych możliwości łakawca skorzystał w pełni nie widząc potrzeby i możliwości uciekania przed komuną do potencjalnego więzienia, którego obawiał się niczym diabeł święconej wody.

W ten sposób by przeżyć wszyscy musieli się poniżać i oddawać na usługi morderczej komuny. Prawi i sprawiedliwi musieli kłamać, kręcić i mataczyć by oszukiwać czerwoną burżuazję, na czele z jej głównym pisarczykiem w najważniejszym piśmie politycznym bolszewików. Nie wiadomo tylko jak przy takim chrzanieniu powstała znana na całym świecie polska szkoła teatru, filmu, plakatu, rękodzielnictwa itp.itd.

No więc jak widzimy wyboru nie było żadnego, albo porządna praca i wojaże po świecie albo marna egzystencja na urzędniczej posadce, co było wcale nienajgorszą alternatywą wobec piekła solidarnego bezrobocia zgotowanego przez opozycyjne bractwo. Doskonały jest tutaj przykład brata Geremka sprawującego odpowiedzialną funkcję w Paryżu.
Oczywiście opozycja wymagała heroizmu i bohaterstwa, za które każą oni sobie teraz słono płacić decyzjami suwerennych sądów wymierzalnymi okrągłymi złotóweczkami i kwotami. Nie zapominajmy jednak dla porządku rzeczy, że część z nich nawet przeprosiła polski naród za swoje bohaterstwo.

Oczywiście te zgniłe kompromisy miały także i swoją pozytywną stronę. Dzięki nim brat Pajda stworzył epokowe dzieła filmowe, brat Pantor dał nam niepowtarzalne widowiska teatralne. I tworzyli to oni wszystko za darmo, a właściwie za państwowe pieniądze. Dzisiaj za prywatne pieniądze tworzy się takie chały, że płakać się chce.

By opluskwić PRL do końca, jego pierwszy beneficjent, przypina mu łatkę represyjności, co jest nader śmieszne kiedy demokracja po dwakroć tyle więzi swych obywateli co szkalowana komuna. Podnosi on brak wolności dla społecznego marginesu, którego celem było uderzenie w najsłabsze warstwy. Wspomina o nowomowie, a czymżeż jest dzisiejszy język, w wydaniu liberalnych elit,w rodzaju Psikorskich i jemu podobnych. Mówi on o łamaniu charakterów, a jak należy ocenić obecnie bardzo wysoką ilość samobójstw w Polsce?

Bractwo z kół zbliżonych do KC uważało się za coś lepszego od tych z "Żołnierza Wolności", którzy z bronią w ręku pilnowali ich tłustych tyłków i zakłamanych buziuniek. Jakież to były straszne czasy i wybory dla bractwa, mającego alternatywę Sekretarza KW lub KC.

Dlatego wybaczmy im ich błędy i pozwólmy nadal odprawiać Chanukowe ceremoniały.
Niech niosą bezkarnie kaganiec swojej polityki.
_________________

Komentarze (0):

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]



<< Strona główna