O politycznym umieraniu
Serdecznie witam na swoim blogu i zapraszam do intelektualnej przygody analizy politycznych zdarzeń
O politycznym umieraniu
Nekrologi coraz częściej zwieńczają przydrożne słupy, odrapane mury i zniszczone tablice ogłoszeniowe. Wielki akt ludzkiego odejścia odbywa się w pośpiesznym klimacie bylejakości, odfajkowania i zapomnienia. Za komuny przynajmniej szły orkiestry za konduktem żałobnym ulicami miasta i rżnęły żałobne marsze od ucha do do ucha. Dzisiaj wszystko załatwia się na cmentarzu, gdzie jakoś orkiestra się nie mieści a i nie każdy może sobie na nią pozwolić. Szczytem luksusu i elegancji staje się zamówienie trębacza solo. Zależnie od naszej znajomości muzyki i kwalifikacji muzyka zaprezentuje on żegnającym mniej lub bardziej przeszywający utwór na trąbkę i samotność.
Jedynie vipów dogania cały ceremoniał pogrzebowy dostępny dla elit. Produkują się tam politycy ze swoją elokwencją, dla których to zdarzenie stanowi pretekst dla upowszechniania i umacniania własnego wizerunku. By zaakcentować swoją wspaniałomyślność głoszą oni tam wielkość tego, który odszedł, składają wyrazy współczucia pozostałej przy życiu rodzinie, wygłaszają potoczne banialuki o wzajemnym związku tych z jednej i drugiej stronie cienia. Służbowa orkiestra zawodzi boleśnie, podprowadzając kondukt żałobników ku końcowi aktu ostatecznego przypieczętowywanego wzdragającym, potrójnym hukiem salwy pożegnalnej gasnącej kaskadą opadających liści.
I gaśnie wszystko. Zamyka się świat kolorów i dźwięków, świat wzlotów, bólów i rozpaczy. Ci którzy wierzą pozostają w nadziei, a niewierzący zostają pozostawieni sami sobie, w swym borykaniu się z życiem. W cień i zapomnienie odchodzą wzniosłe ideały i paskudna rzeczywistość. Jest to jedyna chwili zadumy i refleksji nad sensem i bezsensem ludzkirej egzystencji. A potem znowu zaczyna się szczurza pogoń za dobrami tego świata, których nie zabierzemy ze sobą. Jeżeli ten akt ostateczny stanowi przesłankę do weryfikacji własnych niegodziwości, to ma on w sobie jakiś głębszy sens, poza utrzymywaniem biologicznej równowagi na naszym globie.
W zasadzie niewiele pozostawiamy po sobie. Jakieś dobra materialne mniejszej lub większej wartości. Jeżeli pozostaje po nas dom, syn i posadzone drzewo to już jest bardzo dużo. Niektórzy by umknąć zapomnieniu starają się pozostawić po sobie liczne artykuły i książki.
W życiu naszego globu przeminęły kultury i cywilizacje. Nas to również czeka. Wydaje się, że mimo wszystko jest najcenniejsza dobra pamięć jaką pozostawimy po sobie. Nieuchronne działanie czasu podda weryfikacji wszystkie fakty i zdarzenia. Pozostaną tylko te najniezbędniejsze w zbiorowej pamięci narodu.
Jest przyjętym w naszej tradycji, że o umarłych nie należy mówić źle lecz wyłącznie dobrze lub w przypadkach dyskusyjnych pomijać takie zdarzenie należy milczeniem. I ja się przychylam do takiego podejścia, by zachować szacunek wobec człowieka zwykłego, dobrego człowieka, który był z nami wzbogacając nasze życie swoim istnieniem, pracą, miłością, czy też uśmiechem. Powstaje jednak problem swego rodzaju, kiedy rozważamy przypadek odchodzącego vipa. Czy tę szczególną osobę należy oceniać w wyjątkowy sposób, czy też poddać go ulgowej weryfikacji jaką stosujemy wobec swych najbliższych? Najczęściej odwołujemy się do weryfikującej roli dokonywanej przez Boga, Naród i Historię. O ile, o egzekucji boskiej jest bardzo trudno tutaj rozmawiać i o ocenach historii dokonanych wówczas kiedy już nas nie będzie, o tyle możemy sobie w imieniu Narodu uzurpować prawo do własnych i bieżących ocen tych, którzy zdecydowanie wpłynęli na jakość naszego życia.
O tych bardzo zasłużonych dla aktualnej władzy, kiedy odchodzą, pisze się zwykle bardzo dużo, prezentując ich zasługi w prasie i eksponując je w radio i telewizji, wymuszając nasze współczucie dla osoby zmarłej i jakby polityczne poparcie dla funkcjonującego systemu. Dzisiaj z perspektywy czasu potrafię zrozumieć kiedy przymuszano mnie do minuty milczenia na apelu szkolnym po śmierci Stalina, było nie było ,człowieka , który zakończył II WS i przyniósł pokój narodom, niezależnie od poźniej przyczepionej mu etykiety mordercy. Zresztą trudno, żeby miał on walczyć z wolnoeuropejskimi, hitlerowskimi bandytami modlitwą i krzyżem.
Natomiast obecnie mam poważne wątpliwości jak naród ma przyjmować odejście na zielone łąki świętego Piotra tych, którzy wątpliwe dobro uczynili swemu narodowi odbierając mu prawo do własności, pozbawiając go pracy i zmuszając do emigracji za chlebem. Są to zatem najcięższe występki wobec własnego narodu. Czy wobec tego twórcy ideowi i faktyczni realizatorzy takiej wizji i koncepcji przekształceń wlasnej ojczyzny zasługują na szacunek po śmierci, kiedy nie potrafili go sobie wypracować za życia. Wydaje się, że sama śmierć jako taka nie nobilituje. Ona zaledwie stanowi zakmnięcie pewnego etapu istnienia, dla dokonania jego oceny i podsumowania.
Stąd jak się wydaje, o ile życie demokratycznego polityka jest otwarte dla stałych ocen jego działalności, tak i śmierć nie może zamykać tej samej zasady, która winna się realizować w konwencji kultury, taktu i dystansu ale nie pozbawiona jednak krytycznych elementów jeśli istnieją po temu przesłanki. Już tylko z przyczyny, że ktoś sprawował władzę nie ma powodów, by wyrażać się o nim z zachwytem. Jak się o nim będziemy wyrażać muszą zadecydować owoce jego pracy, które przyjdzie zbierać narodowi. Jeżeli taka osoba działała w bardzo wąskim, wręcz powiedzmy sobie sekciarskim zakresie, to trudno jest oczekiwać by cały naród miał składać w jej cześć czołobitne pokłony.
Ostatnio solidarne media w ogromnym smutku doniosły, że odszedł polityczny idol i animator nowego ładu lub bezładu jak to złośliwi podkreślają. Senator, poseł i minister w najgorszym rządzie Buzka, najwyżej ustawionego w UE. Peerelowski opozycjonista i obrońca tamtejszych wywrotowców, którzy doprowadzili ostatecznie kraj do życia na krechę i na bezrobociu, co jest osiągnięciem na miarę dwóch tysięcy lat polskości. Pełni tupetu, arogancji i buty głoszą swoje egoistyczne sukcesy pod szyldem narodu polskiego. Zmarły także do nich należał, co z dużą przykrością przypomnieć należy. Kierując się ludzkim humanizmem cześć oddać należy człowiekowi, który nas opuścił, współczuć najbliższej rodzinie, znajomym i towarzyszom wspólnej antykomunistycznej walki.
Gdy jednak myślimy o zaangażowanym polityku wyjątkowo ułomnego rządu, to trzeba powiedzieć, że z powodu tego odejścia łza w oku się nie kręci. Jako, iż rezultatem jego walki, niestety, nie było umocnienie wolności, pluralizmu i demokracji. Mieliśmy gospodarkę rynkową ze zwierzęcym obliczem, praworządność z aferami, sprawiedliwość z milionami bezrobotnych, prawo nacechowane bezprawiem na każdym kroku, i demokrację dla wybrańców.
Był on oskarżycielem posiłkowym tam gdzie górnicy bili łańcuchami zomowców, był po stronie tych, którzy strajkowali i walczyli z władzą robotniczą. Jego dramat i gorycz polega na tym, iż stworzył nową formację opartą na sile i przemocy, która dotknęła go także osobiście. Po przyjęciu obrony Blidy został dotkliwie pobity przez nieznanych sprawców, w rezultacie czego znalazł się w szpitalu i być może to zdarzenie skróciło mu życie. Niestety także w jego przypadku sprawdziło się powiedzenie, że zwykle rewolucje pożerają swoich oddanych bojowników. Mimo to grają im ciągle jeszcze surmy złote na zwycięstwo, na ochotę...
Tylko czerwoni odchodzą w niesławie i zapomnieniu, bliżsi zwykłych i normalnych ludzi oraz ich odżywających sympatii.
_________________
Łaskotanie prawicy
O politycznym umieraniu
Nekrologi coraz częściej zwieńczają przydrożne słupy, odrapane mury i zniszczone tablice ogłoszeniowe. Wielki akt ludzkiego odejścia odbywa się w pośpiesznym klimacie bylejakości, odfajkowania i zapomnienia. Za komuny przynajmniej szły orkiestry za konduktem żałobnym ulicami miasta i rżnęły żałobne marsze od ucha do do ucha. Dzisiaj wszystko załatwia się na cmentarzu, gdzie jakoś orkiestra się nie mieści a i nie każdy może sobie na nią pozwolić. Szczytem luksusu i elegancji staje się zamówienie trębacza solo. Zależnie od naszej znajomości muzyki i kwalifikacji muzyka zaprezentuje on żegnającym mniej lub bardziej przeszywający utwór na trąbkę i samotność.
Jedynie vipów dogania cały ceremoniał pogrzebowy dostępny dla elit. Produkują się tam politycy ze swoją elokwencją, dla których to zdarzenie stanowi pretekst dla upowszechniania i umacniania własnego wizerunku. By zaakcentować swoją wspaniałomyślność głoszą oni tam wielkość tego, który odszedł, składają wyrazy współczucia pozostałej przy życiu rodzinie, wygłaszają potoczne banialuki o wzajemnym związku tych z jednej i drugiej stronie cienia. Służbowa orkiestra zawodzi boleśnie, podprowadzając kondukt żałobników ku końcowi aktu ostatecznego przypieczętowywanego wzdragającym, potrójnym hukiem salwy pożegnalnej gasnącej kaskadą opadających liści.
I gaśnie wszystko. Zamyka się świat kolorów i dźwięków, świat wzlotów, bólów i rozpaczy. Ci którzy wierzą pozostają w nadziei, a niewierzący zostają pozostawieni sami sobie, w swym borykaniu się z życiem. W cień i zapomnienie odchodzą wzniosłe ideały i paskudna rzeczywistość. Jest to jedyna chwili zadumy i refleksji nad sensem i bezsensem ludzkirej egzystencji. A potem znowu zaczyna się szczurza pogoń za dobrami tego świata, których nie zabierzemy ze sobą. Jeżeli ten akt ostateczny stanowi przesłankę do weryfikacji własnych niegodziwości, to ma on w sobie jakiś głębszy sens, poza utrzymywaniem biologicznej równowagi na naszym globie.
W zasadzie niewiele pozostawiamy po sobie. Jakieś dobra materialne mniejszej lub większej wartości. Jeżeli pozostaje po nas dom, syn i posadzone drzewo to już jest bardzo dużo. Niektórzy by umknąć zapomnieniu starają się pozostawić po sobie liczne artykuły i książki.
W życiu naszego globu przeminęły kultury i cywilizacje. Nas to również czeka. Wydaje się, że mimo wszystko jest najcenniejsza dobra pamięć jaką pozostawimy po sobie. Nieuchronne działanie czasu podda weryfikacji wszystkie fakty i zdarzenia. Pozostaną tylko te najniezbędniejsze w zbiorowej pamięci narodu.
Jest przyjętym w naszej tradycji, że o umarłych nie należy mówić źle lecz wyłącznie dobrze lub w przypadkach dyskusyjnych pomijać takie zdarzenie należy milczeniem. I ja się przychylam do takiego podejścia, by zachować szacunek wobec człowieka zwykłego, dobrego człowieka, który był z nami wzbogacając nasze życie swoim istnieniem, pracą, miłością, czy też uśmiechem. Powstaje jednak problem swego rodzaju, kiedy rozważamy przypadek odchodzącego vipa. Czy tę szczególną osobę należy oceniać w wyjątkowy sposób, czy też poddać go ulgowej weryfikacji jaką stosujemy wobec swych najbliższych? Najczęściej odwołujemy się do weryfikującej roli dokonywanej przez Boga, Naród i Historię. O ile, o egzekucji boskiej jest bardzo trudno tutaj rozmawiać i o ocenach historii dokonanych wówczas kiedy już nas nie będzie, o tyle możemy sobie w imieniu Narodu uzurpować prawo do własnych i bieżących ocen tych, którzy zdecydowanie wpłynęli na jakość naszego życia.
O tych bardzo zasłużonych dla aktualnej władzy, kiedy odchodzą, pisze się zwykle bardzo dużo, prezentując ich zasługi w prasie i eksponując je w radio i telewizji, wymuszając nasze współczucie dla osoby zmarłej i jakby polityczne poparcie dla funkcjonującego systemu. Dzisiaj z perspektywy czasu potrafię zrozumieć kiedy przymuszano mnie do minuty milczenia na apelu szkolnym po śmierci Stalina, było nie było ,człowieka , który zakończył II WS i przyniósł pokój narodom, niezależnie od poźniej przyczepionej mu etykiety mordercy. Zresztą trudno, żeby miał on walczyć z wolnoeuropejskimi, hitlerowskimi bandytami modlitwą i krzyżem.
Natomiast obecnie mam poważne wątpliwości jak naród ma przyjmować odejście na zielone łąki świętego Piotra tych, którzy wątpliwe dobro uczynili swemu narodowi odbierając mu prawo do własności, pozbawiając go pracy i zmuszając do emigracji za chlebem. Są to zatem najcięższe występki wobec własnego narodu. Czy wobec tego twórcy ideowi i faktyczni realizatorzy takiej wizji i koncepcji przekształceń wlasnej ojczyzny zasługują na szacunek po śmierci, kiedy nie potrafili go sobie wypracować za życia. Wydaje się, że sama śmierć jako taka nie nobilituje. Ona zaledwie stanowi zakmnięcie pewnego etapu istnienia, dla dokonania jego oceny i podsumowania.
Stąd jak się wydaje, o ile życie demokratycznego polityka jest otwarte dla stałych ocen jego działalności, tak i śmierć nie może zamykać tej samej zasady, która winna się realizować w konwencji kultury, taktu i dystansu ale nie pozbawiona jednak krytycznych elementów jeśli istnieją po temu przesłanki. Już tylko z przyczyny, że ktoś sprawował władzę nie ma powodów, by wyrażać się o nim z zachwytem. Jak się o nim będziemy wyrażać muszą zadecydować owoce jego pracy, które przyjdzie zbierać narodowi. Jeżeli taka osoba działała w bardzo wąskim, wręcz powiedzmy sobie sekciarskim zakresie, to trudno jest oczekiwać by cały naród miał składać w jej cześć czołobitne pokłony.
Ostatnio solidarne media w ogromnym smutku doniosły, że odszedł polityczny idol i animator nowego ładu lub bezładu jak to złośliwi podkreślają. Senator, poseł i minister w najgorszym rządzie Buzka, najwyżej ustawionego w UE. Peerelowski opozycjonista i obrońca tamtejszych wywrotowców, którzy doprowadzili ostatecznie kraj do życia na krechę i na bezrobociu, co jest osiągnięciem na miarę dwóch tysięcy lat polskości. Pełni tupetu, arogancji i buty głoszą swoje egoistyczne sukcesy pod szyldem narodu polskiego. Zmarły także do nich należał, co z dużą przykrością przypomnieć należy. Kierując się ludzkim humanizmem cześć oddać należy człowiekowi, który nas opuścił, współczuć najbliższej rodzinie, znajomym i towarzyszom wspólnej antykomunistycznej walki.
Gdy jednak myślimy o zaangażowanym polityku wyjątkowo ułomnego rządu, to trzeba powiedzieć, że z powodu tego odejścia łza w oku się nie kręci. Jako, iż rezultatem jego walki, niestety, nie było umocnienie wolności, pluralizmu i demokracji. Mieliśmy gospodarkę rynkową ze zwierzęcym obliczem, praworządność z aferami, sprawiedliwość z milionami bezrobotnych, prawo nacechowane bezprawiem na każdym kroku, i demokrację dla wybrańców.
Był on oskarżycielem posiłkowym tam gdzie górnicy bili łańcuchami zomowców, był po stronie tych, którzy strajkowali i walczyli z władzą robotniczą. Jego dramat i gorycz polega na tym, iż stworzył nową formację opartą na sile i przemocy, która dotknęła go także osobiście. Po przyjęciu obrony Blidy został dotkliwie pobity przez nieznanych sprawców, w rezultacie czego znalazł się w szpitalu i być może to zdarzenie skróciło mu życie. Niestety także w jego przypadku sprawdziło się powiedzenie, że zwykle rewolucje pożerają swoich oddanych bojowników. Mimo to grają im ciągle jeszcze surmy złote na zwycięstwo, na ochotę...
Tylko czerwoni odchodzą w niesławie i zapomnieniu, bliżsi zwykłych i normalnych ludzi oraz ich odżywających sympatii.
_________________
Łaskotanie prawicy


Komentarze (0):
Prześlij komentarz
Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]
<< Strona główna