Zygfryd Gdeczyk

piątek, 21 maja 2010

Latanie na wrotach

Serdecznie witam na swoim blogu i zapraszam do intelektualnej przygody oraz analizy politycznych zdarzeń


Latanie na wrotach od stodoły

Na ostatniej katastrofie w Smoleńsku prokuratura trzyma pieczęć tajemniczego milczenia wokół zdarzeń jakie miały tam miejsce. Pewnie dlatego by nie wyjść na durniów jak sprawcy tego zdarzenia, z których uczyniono bohaterów narodowych. Ordery,odznaczenia i awanse oraz pogrzeby tysiąclecia. Takiego rozciagnięcia mgły nad wypadkiem w Smoleńsku Polska jeszcze nie widziała. W podobnej konwencji utrzymuje się praca wspólnej komisji rosyjsko-polskiej. Nikt nie chce niczego przesądzać tak długo jak to jest możliwe. A w sumie chodzi o to by jak najdłużej w czasie przeciągnąć prace dochodzeniowe dla wygaszenia emocji w społeczeństwie. Rezultat jednak jest taki, że zaczyna działać system teorii spiskowych mających pokryć indolencję wojskowego systemu lotnictwa bojowego i transportowego i odpowiedzialność za katastrofę przerzucić na Rosjan.

W lotnictwie wojskowym okrytym tajemnicą bojowej chwały i latania nawet na wrotach od stodoły źle się zaczęło dziać poczynając już od 1989 roku, kiedy to w telewizji demonstrowano nam niszczenie samolotow MiG,z czego byliśmy cholernie dumni i szczęśliwi, że wreszcie oderwiemy się od Rosjan.Rzeczywistość jednak była tam szara i tragiczna.Metoda ograniczeń finansowych dotknęła także lotnictwo.Ograniczono liczbę lotnisk bojowych.Pozbywano sie starej i doświadczonej kadry lotniczej,bowiem śmierdziała ona komunizmem .W to miejsce wprowadzano zielonych szczawików bez nalotu,których nie mial kto uczyć.Jeżeli do tego dodamy brak środków na paliwo lotnicze i konieczne zakupy części zamiennych to otrzymamy obraz niezbyt zachęcający.Owocował on wieloma wypadkami lotniczymi.Doszło do katastrofy lotniczej po okolicznościowej paradzie w Warszawie,samoloty gubiły zbiorniki z paliwem, ulegały częstym awariom i wypadkom, na które nikt nie zwracał uwagi,ponieważ najważniejsza była polityczna transformacja czyli przepompowanie państwowych pieniędzy do prywatnych kieszeni wybrańców.

Aby nie być gołosłownym przypomnijmy niektóre katastrofy wojskowych samolotów.
31 marca - cała czteroosobowa załoga zginęła w katastrofie samolotu wojskowego Bryza na lotnisku Gdynia-Babie Doły. Samolot ćwiczył awaryjne lądowanie na jednym silniku - poinformowała Marynarka Wojenna.

27 lutego - z wysokości 200 m spada na ziemię śmigłowiec bojowy Mi-24 z 49. Pułku Śmigłowców Bojowych w Pruszczu Gdańskim. Wykonywał lot szkoleniowy na trasie Inowrocław - Toruń przed misją w Afganistanie. Wypadek przeżył dowódca śmigłowca i technik pokładowy, zginął drugi pilot por. Robert Wagner.



W październiku 2008 r. pod Lubartowem (Lubelskie) rozbił się wojskowy śmigłowiec Mi-2 ze szkoły lotniczej w Dęblinie. Maszyna spadła z wysokości ok. 100 metrów. W wypadku ciężko ranny został jeden z pilotów. Komisja badająca okoliczności wypadku ustaliła, iż przyczyna katastrofy było niesprawne łożysko w lewym silniku maszyny.


Najwieksza katastrofę wojskowego samolotu zanotowano 23 stycznia 2008 roku.Samolot transportowy CASA C-295M rozbił się w Mirosławcu. Zginęło 20 wysokich rangą oficerów lotnictwa. Maszyna wykonywała lot na trasie Okęcie-Powidz-Krzesiny- Mirosławiec-Świdwin-Kraków, transportowała uczestników konferencji Bezpieczeństwa Lotów Lotnictwa Sił Zbrojnych RP.

W lipcu 2006 roku czterech członków załogi i trzech dziennikarzy ucierpiało w wypadku wojskowego Mi-24 w Iraku. Maszyna miała lecieć z Diwanii do bazy Delta w Al Kut. Była częścią większej kolumny wiozącej polską delegację, powracającą z uroczystości przejęcia dowództwa nad Wielonarodową Dywizją Centrum-Południe przez gen. Bronisława Kwiatkowskiego. Prawdopodobną przyczyną wypadku był silny podmuch wiatru.



W grudniu 2004 r. pod Karbalą doszło do katastrofy śmigłowca Sokół, w której zginęło 3 polskich żołnierzy. Przeżył pilot - miał proces przed sądem wojskowym.



W grudniu 2003 roku śmigłowiec Mi-8 z pułku specjalnego, na którego pokładzie znajdował się ówczesny premier Leszek Miller, rozbił się po awarii obu silników w pobliżu Piaseczna pod Warszawą. Premier, który doznał wtedy uszkodzenia dwóch kręgów piersiowych, spędził w szpitalu sześć tygodni. W wypadku ucierpieli również szefowa jego gabinetu politycznego Aleksandra Jakubowska, dwoje pracowników Centrum Informacyjnego Rządu, lekarz, pięciu oficerów Biura Ochrony Rządu, trzech pilotów i stewardessa.

Według komisji, która badała wypadek, pilot popełnił niezawiniony błąd, gdy wlatując w chmury nie włączył ręcznego trybu ogrzewania wlotów powietrza do silników. Proces pilota trwa przed Wojskowym Sądem Okręgowym w Warszawie.



No i ostatnią katastrofę mieliśmy w Smoleńsku.Dla jej oceny niezwykle przydatnym jest zapoznanie się z wynikami dochodzeń w sprawie katastrofy pod Mirosławcem,ponieważ moim zdaniem występują tam symptomatyczne zjawiska, których nie ustrzeżono się w Smoleńsku, co stanowi nie tylko przedmiot głupoty ale także przestępczych zaniechań systemowych.Zginął tam tzw.solidarny kwiat nowych dowódczych elit lotniczych.

Samolot CASA C-295M 019 odbywał lot operacyjny na trasie Warszawa-Okęcie – Powidz – Poznań-Krzesiny – Mirosławiec – Świdwin – Kraków-Balice, w celu zabezpieczenia przewozu oficerów Sił Powietrznych uczestniczących w 50. Konferencji Bezpieczeństwa Lotów Lotnictwa Sił Zbrojnych RP[2].

Podczas podchodzenia do lądowania – doszło do nieświadomego doprowadzenia przez załogę samolotu do nadmiernego przechylenia samolotu powodującego postępujący spadek siły nośnej, co doprowadziło w końcowej fazie lotu do gwałtownego zniżania z utratą kierunku i zderzenia samolotu z ziemią[3].

W wyniku uderzenia samolotu w ziemię śmierć na miejscu poniosły wszystkie osoby znajdujące się na pokładzie samolotu – 4 członków załogi i 16 pasażerów[4].


Zapoznajmy się z bardzo rzeczowym i pouczającym orzeczeniem po tym wypadku, które moim zdaniem jak ulał pasuje do katastrofy w Smoleńsku.
"Bezpośrednią przyczyną katastrofy było nieświadome doprowadzenie przez załogę do nadmiernego przechylenia samolotu, w wyniku nieprawidłowego rozłożenia uwagi w kabinie, powodujące postępujący spadek siły nośnej, co doprowadziło w końcowej fazie lotu do gwałtownego zniżania z utratą kierunku i zderzenia samolotu z ziemią[3].

Ponadto komisja ustaliła czynniki mające wpływ na przyczynę katastrofy. Były to czynniki następujące[34]:

niewłaściwy dobór załogi,
niewłaściwa współpraca załogi w kabinie,
niekorzystne warunki atmosferyczne,
dezorientacja przestrzenna załogi w wyniku niewłaściwego podziału uwagi w czasie lotu bez widoczności ziemi,
wyłączenie sygnalizacji dźwiękowej urządzenia EGPWS pozbawiające załogę informacji o niebezpiecznym zbliżaniu się do ziemi, nadmiernym przechyleniu samolotu,
brak obserwacji wskazań radiowysokościomierza,
brak obserwacji przyrządów pilotażowo-nawigacyjnych w końcowym etapie drugiego podejścia do lądowania,
nieumiejętne sprowadzanie samolotu do lądowania przez kontrolera ruchu lotniczego precyzyjnego podejścia,
niewłaściwe komendy radiowe kontrolera ruchu lotniczego precyzyjnego podejścia, sugerujące w ostatniej fazie lotu przeniesienie uwagi załogi na zewnątrz kabiny samolotu,
błędna interpretacja wskazań wysokościomierzy przez załogę,
próba nawiązania kontaktu wzrokowego załogi z obiektami naziemnymi podczas lotu bez widoczności ziemi niezgodnie z obowiązującymi procedurami,
niewłaściwa analiza warunków atmosferycznych przez załogę przed lotem,
nieustawienie wysokości decyzji (minimalnej wysokości zniżania).
Komisja ustaliła tekże okoliczności sprzyjające zaistnieniu katastrofy[35]:

brak wyszkolenia drugiego pilota na samolocie CASA C-295M w warunkach, w jakich odbywało się wykonywanie zadania,
brak doświadczenia dowódcy załogi w wykonywaniu lotów na tej wersji samolotu,
wykorzystywanie dodatkowych, podręcznych pomocy nawigacyjnych przez załogę ze względu na niepełne wyposażenie samolotu,
brak doświadczenia dowódcy załogi w wykorzystywaniu radiolokacyjnego systemu lądowania przy minimalnych warunkach atmosferycznych,
brak doświadczenia kontrolera ruchu lotniczego precyzyjnego podejścia lotniska Mirosławiec w sprowadzaniu samolotów innych niż Su-22,
nieumiejętne doprowadzenie samolotu do strefy ruchu lotniskowego przez kontrolera ruchu lotniczego stanowiska kontroli zbliżania,
brak właściwych procedur podejścia do lądowania w obowiązujących dokumentach normatywnych,
posługiwanie się różnymi jednostkami miar przez załogę i kontrolerów,
niesprawność nawigacyjnego systemu lądowania ILS, która uniemożliwiała wykorzystanie tego systemu w samolocie,
błędne określenie i przekazywanie informacji o warunkach minimalnych do lądowania na lotnisku Mirosławiec.
Komisja z uwagi na wielość czynników mających wpływ na wydarzenie się katastrofy oraz okolicznosci sprzyjających do jej zaistnienia zakwalifikowała zdarzenie lotnicze do niewłaściwej organizacji lotów oraz niewłaściwej organizacji szkolenia lotniczego w 13. Eskadrze Lotnictwa Transportowego wynikających z wykonywania przez załogę zadań lotniczych w sposób i w warunkach nieodpowiadających poziomowi ich wyszkolenia oraz z powodu niedoskonałości przepisów normujących ten proces[31].

Wpływ na zdarzenie miało niewłaściwe działanie służb lotów w zakresie kontroli ruchu lotniczego i kierowanie zabezpieczeniem przelotu spowodowane błędną oceną sytuacji i podjęciem niewłaściwej decyzji oraz nieprawidłowa, niezgodna z instrukcjami eksploatacja statku powietrznego przez załogę.



A teraz posłuchajmyco miał ponoć nieoficjalnie do powiedzenie w zakresie katastrofy smoleńskiej Edmund Klich szef Komisji Badania Wypadków Lotniczych w Polsce.Powiedział on ,że:"że piloci rządowego tupolewa, który rozbił się w Smoleńsku, działali niewłaściwie i nieprofesjonalnie. Klich zwraca uwagę na szerszy kontekst szkolenia pilotów, uregulowań prawa lotniczego, to jednak sprawa jest już jak gdyby przesądzona.To nie była żadna bomba powietrzno-benzynowa,ani też atak laserowy z rosyjskiego satelity,czy też celowe rosyjskie zakłócanie urządzeń pokładowych. Klich mówi następująco:"Jeśli będziemy oceniać tylko działania pilotów, to cały ten system wyszkoli następnych, a w danym wypadku piloci działali nieprofesjonalnie, bo gdyby działali profesjonalnie, to nie powinno dojść do wypadku. - Jeśli skoncentrujemy się na działaniu pilota, to wnioski będą bardzo płytkie. Trzeba sprawdzić cały system, który - mówiąc nieładnie - wyprodukował tego pilota, przygotował do działania w sposób niewłaściwy." "...z całą pewnością samolot był sprawny - ani nie było sygnalizacji na urządzeniach, ani załoga nie zgłaszała żadnych problemów. W kabinie nie było żadnych rozmów, z których by wynikało, że załogę coś zaniepokoiło; że coś się dzieje. Z całą pewnością można powiedzieć, że samolot był sprawny".
Mamy tutaj z kontrolowanym lotem przez autopilota wskutek decyzji pilotów lotem ku ziemi, którzy dopiero na 4 sekundy przed katastrofą przejęli stery, w wyniku czego następuje rozbicie w pełni sprawnego samolotu nie znajdującego się w osi pasa lotniska i na niedopuszczalnej wysokości. Można by sądzić,że załoga albo grała w brydża, albo też odmawiala zdrowaśki.


Ostatnie doniesienia mediów znowu mącą ludziom w głowach, że to nie było lądowanie lecz podejście do lądowania. A jakie to ma znaczenie? Czy samolot w pozycji dziesięciu metrów nad ziemią, pięćdziesiat metrów od osi pasa oraz kilkaset metrów od początku pasa jest podejściem czy lądowaniem?Jest to napewno ewidentnym zmierzaniem do katastrofy wskutek braku doświadczenia młodej, przypadkowej i niedoszkolonej załogi znajdującej się pod ogromną presją konieczności wylądowania w niedopuszczalnych warunkach.Ta źle zorganizowana,nieprzygotowana ,o pół godziny opóźniona pielgrzymka, mimo rosyjskich ostrzeżeń musiała się zakończyć krwawa jatka.

Pilot Jaka-40, który godzinę wcześniej wylądowal w Smoleńsku potwierdza m.in. panujące wówczas, bardzo złe warunki atmosferyczne i to, że trzykrotnie ostrzegał o tym załogę Tu-154. Czarne skrzynki natomiast informują o obecności gen.Błasika Dówdcy Wojsk Powietrznych Kraju w kabinie pilotów i to wyjaśnia wszystko. Tym razem zginął kwiat czerwony całej wierchuszki solidarnej pisowsko łącznie z dowództwem Wojska Polskiego.Większej klęski już nie można sobie sprawić.Za tę klęskę w równym stopniu jest odpowiedzialna zarówno Kancelaria Prezydenta odpowiedzialna za złe przygotowanie pielgrzymki jak i Kancelaria Premiera odpowiedzialna za jakość transportu.A całość osobiście spiął Głównodowodzący Wojska Polskiego.Było to swoiste dążenie ćmy do ognia.

Teraz tę katastrofę pokryje falami zapomnienia kolejna katastrofa powodzi, za którą rzecz jasna także nikt nie odpowiada.Taki już jest nasz mesjanistyczno-martyrologiczny los, którym możemy konkurować jedynie ze starszymi braćmi, wiodącymi nas nieustraszenie na pokuszenie...i zatracenie...

Komentarze (0):

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]



<< Strona główna