Polska w prawicowych objęciach
Serdecznie witam na swoim blogu i zapraszam do intelektualnej przygody oraz analizy politycznych zdarzeń
Polska w prawicowych objęciach
Dla mnie obecna Polska mieści się między nacjonalistycznym awanturnictwem Kaczyńskich a kosmopolityczną spolegliwością Komorowskich. Jest to w gruncie rzeczy jedna i ta sama Polska zdominowana przez jarmułkowców, naszych umiłowanych starszych braci w wierze i interesie. Polska z tych pozycji nie oddaje swego narodowego interesu i jest pokraczną karykaturą suwerennego państwa w istocie opartego o ekstrema. A więc mamy tutaj do czynienia wyłącznie z wynaturzoną prawicą opartą o dwie kanapowe partie polityczne nie umiejące i nie chcące wyartykułować polskiego interesu. W palecie politycznych barw jest w zasadzie brak całej lewej strony sceny politycznej i centrum. A zatem mamy tutaj do czynienia z karykaturą reprezentacji politycznej, której władza oparta jest na wpływach sił zewnętrznych, pozbawionych suwerenności i w tę strone wiodących Polskę.
Udawanie w tej sytuacji, że sztuczny i niszczący Polskę spór polityczny jest pozytywny i demokratyzujący jej stosunki społeczne jest niepoważny i nieodpowiedzialny. Bowiem w tym sporze nie ma narodu i jego interesów a głównie całej połowy narodu wyłączonego z dyskusji. Nie ma kamieni milowych nakreślających jego rozwój. Nie ma w akcentowaniu obrazu politycznego rzeczywistej lewicy. Wszystkie opcje są prokapitalistyczne i w rzeczy samej niczym nie różniące się od siebie. Bo w końcu jakie merytoryczne znaczenie ma , że jedni chcą małżeństw dla gejów a inni tarabanią o urojonym polskim antysemityzmie. Miejsce rzeczywistego dyskursu merytorycznego wypełniają awantury i awanturki o charakterze zasłony dymnej nie wnoszącej niczego istotnego i nowego w polskie życie polityczne.
Polaryzacja tych ubogich politycznie poglądów zamyka się w tym, że jedna opcja chce światełka dlo sowieckiego sołdata a druga woli je widzieć i zapalać w Morągu dla amerykańskiego,jedynie słusznego żołnierza. To podejście lokuje nas w głównym nurcie amerykańsko-rosyjskiego konfliktu pomijającego nasz własny, narodowy interes. Za zdecydowane opowiadanie się po jednej ze stron musimy płacić solidną cenę, na jaką nie stać wywłaszczonej i biednej Polski. Szukamy przyjaciół daleko a wrogów blisko. Zamiast poszukiwania rynków zbytu poszukuje się frontów walki.Taka postawa niepolskich elit ustawia nas z góry na przegranej pozycji.
Obie ideowo tożsame ale praktycznie wrogie sobie opcje z racji różnic uwłaszczeniowych ciągle i systematycznie skaczą sobie do gardeł. Od tego jednak narodowi nie przybędzie ani jednej fabryki, a dokładnie odwrotnie, jeszcze jeden zakład pracy wyszarpią oni z rąk narodu do własnej pasożytniczej dyspozycji, przekonując nas jakie to dobro czynią narodowi. By skuteczniej wdrażać swój przestępczy proceder starano się opluwać PRL, klasę robotniczą i jej elity. Kiedy majątek narodowy rozdrapano a robociarzy wysłano na bruk, pozbawiając ich środków do życia, okazało się jednoznacznie, że nie może być tutaj jakiejkolwiek mowy o solidarności, miłości i wolności oraz o demokracji, która jest władzą ludu a nie pojedyńczych pasożytów.
W rezultacie ,co nie jest niczym nowym, bowiem już od 1980 roku społeczeństwo zostało boleśnie podzielone i rozdarte na dwie połowy. Mówimy tutaj o części będącej konsumentami przekształceń oraz tej drugiej, którą wyzuto ze wszystkiego pozbawiając je bazy materialnej oraz osobistej godności.Takie podejście do człowieka szczególnie wyraźnie zróżnicowało polskie społeczeństwo i pogłębiło występujące w nim ostre i postępujące podziały. Nie udało się ich zasypać nienawiścią do PRL-u i miłością do obcych elit. Nawet wielka i spektakularna katastrofa agresywnych elit nie wyzwoliła w ich braciach tak oczekiwanych baranków bożych. Bóg w swym gniewie o mały włos nie zalał Wawelu i znajdujących się tam narodowych skarbów z obcymi czakramami. Niestety, nostalgia za PRL-em nie ustaje, bowiem nie ma solidarności bez miłości. A ich miłość jak wiadomo po wyeliminowaniu lewicy skłania się do do dorzynania rodzimych watach konkurujących ze sobą o prymat w skali zysku.
Krasnodębski bardzo ładnie i inteligentnie godzi się ze swym ideowym przeciwnikiem Michnikiem."W państwie podsłuchów i prowokacji policyjnych; gdzie w ciągu jednej nocy dokonuje się partyjne przejęcie mediów publicznych; gdzie organizuje się nagonki na lekarzy i prawników; gdzie jedne służby specjalne są wynajmowane do szpiclowania ministrów, a inne służby organizują medialne spektakle wyprowadzania ludzi w kajdankach. Nie chcę żyć w państwie, gdzie zrozpaczona Barbara Blida popełnia samobójstwo; gdzie organizuje się na podstawie donosów i ubeckich raportów polowania na biskupów i ludzi opozycji demokratycznej, na pisarzy i artystów, na sędziów Trybunału Konstytucyjnego".
Przyznam, że bardziej zależałoby mi gdyby panowie uzgodnili stanowisko w jakiej Polsce chcą żyć i zapytali mnie jeszcze o zdanie. Natomiast wytykanie sobie własnych błędów i tym bardziej godzenie się z nimi jest jalkby ciut podejrzane w swej przewrotnej inteligencji.
Co do jednego mogę się w pełni zgodzić z założeniem, że nie należy zbyt dosłownie traktować co przeciwstawne partie wypisują o sobie i konkurencji w przeciwnych sobie organach. Wypisują one brednie i chwyty poniżej pasa byle tylko sobie pozyskać elektorat na czas wyborów, a potem tak czy inaczej przykręcą mu śrubę, a to wszystko dlatego, aby płakał jak bóbr po czym oczka będzie miał piękniejsze, co go zapewne zadowoli. Wracając do panów Krasnodębskiego i Michnika obaj oni są zgodni co do tego czego nie chcą mieć w Polsce.
"Nie chcę Polski, w której polskość definiowana jest etnicznie, w której ludzie są dyskryminowani ze względu na swoje pochodzenie. Nie chcę Polski, w której homoseksualiści byliby prześladowani i nie mogli żyć w związkach prawnie uregulowanych. Nie chcę Polski, w której kobiety miałyby mieć gorsze szanse niż mężczyźni. Nie chcę Polski, w której panują szowinizm, antysemityzm i fanatyzm religijny. Nie chcę Polski zacofanej, zaściankowej."
Otóż dla obu panów jest najważniejszym problemem aby nie mówić o kwestii żydowskiej w Polsce, a już w szczególności o żydowskiej nadreprezentacj polskich organów władzy. Chodzi o to, że sprawa rządzenia Polską została już dawno rozstrzygnięta, na zasadzie elity do prosperity a kmioty do roboty. Drugi w kolejności znaczenia jest dla nich pedalski temat. Trzecią kwestią jest los polskich kobiet, którymi dzisiaj handluje się na Zachodzie jak bydłem rzeźnym. Nie chcą także panowie szowinizmu, a o patriotyźmie to w ogóle nie raczą wspominać, bowiem nie mieści to się w ich kosmopolitycznej konwencji.
Nie do przyjęcia jest także antysemityzm, fanatyzm religijny i zacofanie Polski zaściankowej. Wszystkie te pojęcia oscylują mniej lub bardziej wokół syjonistycznej agresji. Jak więc widzimy najbliższa jest koszula ciału czyli eliminowanie tych wszystkich elementów, które mogą przeszkadzać w utrzymaniu władzy prez jedną i wybraną mniejszość narodową.Taki kurs jest politycznie poprawny i wiodący nas na amerykańsko-europejskie salony, gdzie decyduje się o poziomie zależności Polski od obcego kapitału.
By zachować przyzwoitość i obiektywizm muszę powiedzieć, że w wielu kwestiach zgadzam się z Krasnodębskim.
-"Nie chcę również Polski bezsilnej, pokornej i biernej, płynącej zawsze "głównym nurtem". Nie chcę państwa, które nie ma odwagi bronić swoich interesów. Nie chcę Polski, w której rząd pozbywa się odpowiedzialności za centralne funkcje państwa".
-"Nie chcę Polski, której prezydent i czołowe osobistości polityczne kraju giną w katastrofie lotniczej, u której podłoża leżą ewidentne zaniedbania służb dyplomatycznych i instytucji odpowiadających za bezpieczeństwo, a zamiast licznych dymisji i surowego rozrachunku mamy kolejną hucpę rządzących i wmawianie obywatelom, że państwo "zdało egzamin". Nie chcę Polski, która nie jest w stanie przeprowadzić wiarygodnego śledztwa w tej sprawie."
-"Nie chcę Polski, w której wicemarszałkowie Sejmu i Senatu, ministrowie i posłowie rzucają publicznie obelgi i wyzwiska. Nie chcę rządów partii, w której tego rodzaju praktyki są nagradzane i można się nimi chełpić."
-Nie chcę Polski, w której media prywatne, zamiast spełniać funkcje kontrolne wobec rządu, uprawiają prorządową propagandę i sieją dezinformację – ich nikt przejmować nie musi, zostały przejęte już dawno, i to na własność. Nie chcę też Polski, w której rząd uprawia tanią, populistyczną propagandę sukcesu, zmienia politykę w medialny spektakl, robiąc z obywateli urabialną masę, a z oportunizmu swoją filozofię polityczną."
-"Nie chcę Polski, w której polityka zostaje sprowadzona do poziomu dyskusji o nogach i krawatach. Nie chcę Polski, w której istnieje monopol jednej partii, a opozycja traktowana jest jak dinozaury skazane na wyginięcie."
-"Nie chcę Polski, w której redaktor naczelny potężnej gazety usiłuje zamykać usta swym krytykom i zastraszać polemistów procesami.
Nie życzę sobie także kandydatur kanapowych partii dbających wyłącznie o partyjniacki i grupowy interes dwóch dominujących partii. Dlatego nie będę głosował ani na Komorowskiego, ani też na Kaczyńskiego, bowiem to obecna Polska została stworzona przez nich i ich kamarylę na obraz nędzy II RP. I nie ma co teraz udawać, że to nie ja a kolega jest winien obecnych deformacji. Dalsze pozostawianie władzy w rękach oszustów politycznych prowadzi do krańcowego wynaradawiania, ubezwłasnowolnienia i rasowej dominacji wybrańców połączonych z politycznym wywłaszczaniem Polaków.
Jeszcze trochę i ciut, ciut a znajdziemy się w sytuacji nieszczęsnych Palestyńczyków z Gazy tropionych i łupionych jak dzikie zwierzęta przez rasę bliskowschodnich panów.
Polska w prawicowych objęciach
Dla mnie obecna Polska mieści się między nacjonalistycznym awanturnictwem Kaczyńskich a kosmopolityczną spolegliwością Komorowskich. Jest to w gruncie rzeczy jedna i ta sama Polska zdominowana przez jarmułkowców, naszych umiłowanych starszych braci w wierze i interesie. Polska z tych pozycji nie oddaje swego narodowego interesu i jest pokraczną karykaturą suwerennego państwa w istocie opartego o ekstrema. A więc mamy tutaj do czynienia wyłącznie z wynaturzoną prawicą opartą o dwie kanapowe partie polityczne nie umiejące i nie chcące wyartykułować polskiego interesu. W palecie politycznych barw jest w zasadzie brak całej lewej strony sceny politycznej i centrum. A zatem mamy tutaj do czynienia z karykaturą reprezentacji politycznej, której władza oparta jest na wpływach sił zewnętrznych, pozbawionych suwerenności i w tę strone wiodących Polskę.
Udawanie w tej sytuacji, że sztuczny i niszczący Polskę spór polityczny jest pozytywny i demokratyzujący jej stosunki społeczne jest niepoważny i nieodpowiedzialny. Bowiem w tym sporze nie ma narodu i jego interesów a głównie całej połowy narodu wyłączonego z dyskusji. Nie ma kamieni milowych nakreślających jego rozwój. Nie ma w akcentowaniu obrazu politycznego rzeczywistej lewicy. Wszystkie opcje są prokapitalistyczne i w rzeczy samej niczym nie różniące się od siebie. Bo w końcu jakie merytoryczne znaczenie ma , że jedni chcą małżeństw dla gejów a inni tarabanią o urojonym polskim antysemityzmie. Miejsce rzeczywistego dyskursu merytorycznego wypełniają awantury i awanturki o charakterze zasłony dymnej nie wnoszącej niczego istotnego i nowego w polskie życie polityczne.
Polaryzacja tych ubogich politycznie poglądów zamyka się w tym, że jedna opcja chce światełka dlo sowieckiego sołdata a druga woli je widzieć i zapalać w Morągu dla amerykańskiego,jedynie słusznego żołnierza. To podejście lokuje nas w głównym nurcie amerykańsko-rosyjskiego konfliktu pomijającego nasz własny, narodowy interes. Za zdecydowane opowiadanie się po jednej ze stron musimy płacić solidną cenę, na jaką nie stać wywłaszczonej i biednej Polski. Szukamy przyjaciół daleko a wrogów blisko. Zamiast poszukiwania rynków zbytu poszukuje się frontów walki.Taka postawa niepolskich elit ustawia nas z góry na przegranej pozycji.
Obie ideowo tożsame ale praktycznie wrogie sobie opcje z racji różnic uwłaszczeniowych ciągle i systematycznie skaczą sobie do gardeł. Od tego jednak narodowi nie przybędzie ani jednej fabryki, a dokładnie odwrotnie, jeszcze jeden zakład pracy wyszarpią oni z rąk narodu do własnej pasożytniczej dyspozycji, przekonując nas jakie to dobro czynią narodowi. By skuteczniej wdrażać swój przestępczy proceder starano się opluwać PRL, klasę robotniczą i jej elity. Kiedy majątek narodowy rozdrapano a robociarzy wysłano na bruk, pozbawiając ich środków do życia, okazało się jednoznacznie, że nie może być tutaj jakiejkolwiek mowy o solidarności, miłości i wolności oraz o demokracji, która jest władzą ludu a nie pojedyńczych pasożytów.
W rezultacie ,co nie jest niczym nowym, bowiem już od 1980 roku społeczeństwo zostało boleśnie podzielone i rozdarte na dwie połowy. Mówimy tutaj o części będącej konsumentami przekształceń oraz tej drugiej, którą wyzuto ze wszystkiego pozbawiając je bazy materialnej oraz osobistej godności.Takie podejście do człowieka szczególnie wyraźnie zróżnicowało polskie społeczeństwo i pogłębiło występujące w nim ostre i postępujące podziały. Nie udało się ich zasypać nienawiścią do PRL-u i miłością do obcych elit. Nawet wielka i spektakularna katastrofa agresywnych elit nie wyzwoliła w ich braciach tak oczekiwanych baranków bożych. Bóg w swym gniewie o mały włos nie zalał Wawelu i znajdujących się tam narodowych skarbów z obcymi czakramami. Niestety, nostalgia za PRL-em nie ustaje, bowiem nie ma solidarności bez miłości. A ich miłość jak wiadomo po wyeliminowaniu lewicy skłania się do do dorzynania rodzimych watach konkurujących ze sobą o prymat w skali zysku.
Krasnodębski bardzo ładnie i inteligentnie godzi się ze swym ideowym przeciwnikiem Michnikiem."W państwie podsłuchów i prowokacji policyjnych; gdzie w ciągu jednej nocy dokonuje się partyjne przejęcie mediów publicznych; gdzie organizuje się nagonki na lekarzy i prawników; gdzie jedne służby specjalne są wynajmowane do szpiclowania ministrów, a inne służby organizują medialne spektakle wyprowadzania ludzi w kajdankach. Nie chcę żyć w państwie, gdzie zrozpaczona Barbara Blida popełnia samobójstwo; gdzie organizuje się na podstawie donosów i ubeckich raportów polowania na biskupów i ludzi opozycji demokratycznej, na pisarzy i artystów, na sędziów Trybunału Konstytucyjnego".
Przyznam, że bardziej zależałoby mi gdyby panowie uzgodnili stanowisko w jakiej Polsce chcą żyć i zapytali mnie jeszcze o zdanie. Natomiast wytykanie sobie własnych błędów i tym bardziej godzenie się z nimi jest jalkby ciut podejrzane w swej przewrotnej inteligencji.
Co do jednego mogę się w pełni zgodzić z założeniem, że nie należy zbyt dosłownie traktować co przeciwstawne partie wypisują o sobie i konkurencji w przeciwnych sobie organach. Wypisują one brednie i chwyty poniżej pasa byle tylko sobie pozyskać elektorat na czas wyborów, a potem tak czy inaczej przykręcą mu śrubę, a to wszystko dlatego, aby płakał jak bóbr po czym oczka będzie miał piękniejsze, co go zapewne zadowoli. Wracając do panów Krasnodębskiego i Michnika obaj oni są zgodni co do tego czego nie chcą mieć w Polsce.
"Nie chcę Polski, w której polskość definiowana jest etnicznie, w której ludzie są dyskryminowani ze względu na swoje pochodzenie. Nie chcę Polski, w której homoseksualiści byliby prześladowani i nie mogli żyć w związkach prawnie uregulowanych. Nie chcę Polski, w której kobiety miałyby mieć gorsze szanse niż mężczyźni. Nie chcę Polski, w której panują szowinizm, antysemityzm i fanatyzm religijny. Nie chcę Polski zacofanej, zaściankowej."
Otóż dla obu panów jest najważniejszym problemem aby nie mówić o kwestii żydowskiej w Polsce, a już w szczególności o żydowskiej nadreprezentacj polskich organów władzy. Chodzi o to, że sprawa rządzenia Polską została już dawno rozstrzygnięta, na zasadzie elity do prosperity a kmioty do roboty. Drugi w kolejności znaczenia jest dla nich pedalski temat. Trzecią kwestią jest los polskich kobiet, którymi dzisiaj handluje się na Zachodzie jak bydłem rzeźnym. Nie chcą także panowie szowinizmu, a o patriotyźmie to w ogóle nie raczą wspominać, bowiem nie mieści to się w ich kosmopolitycznej konwencji.
Nie do przyjęcia jest także antysemityzm, fanatyzm religijny i zacofanie Polski zaściankowej. Wszystkie te pojęcia oscylują mniej lub bardziej wokół syjonistycznej agresji. Jak więc widzimy najbliższa jest koszula ciału czyli eliminowanie tych wszystkich elementów, które mogą przeszkadzać w utrzymaniu władzy prez jedną i wybraną mniejszość narodową.Taki kurs jest politycznie poprawny i wiodący nas na amerykańsko-europejskie salony, gdzie decyduje się o poziomie zależności Polski od obcego kapitału.
By zachować przyzwoitość i obiektywizm muszę powiedzieć, że w wielu kwestiach zgadzam się z Krasnodębskim.
-"Nie chcę również Polski bezsilnej, pokornej i biernej, płynącej zawsze "głównym nurtem". Nie chcę państwa, które nie ma odwagi bronić swoich interesów. Nie chcę Polski, w której rząd pozbywa się odpowiedzialności za centralne funkcje państwa".
-"Nie chcę Polski, której prezydent i czołowe osobistości polityczne kraju giną w katastrofie lotniczej, u której podłoża leżą ewidentne zaniedbania służb dyplomatycznych i instytucji odpowiadających za bezpieczeństwo, a zamiast licznych dymisji i surowego rozrachunku mamy kolejną hucpę rządzących i wmawianie obywatelom, że państwo "zdało egzamin". Nie chcę Polski, która nie jest w stanie przeprowadzić wiarygodnego śledztwa w tej sprawie."
-"Nie chcę Polski, w której wicemarszałkowie Sejmu i Senatu, ministrowie i posłowie rzucają publicznie obelgi i wyzwiska. Nie chcę rządów partii, w której tego rodzaju praktyki są nagradzane i można się nimi chełpić."
-Nie chcę Polski, w której media prywatne, zamiast spełniać funkcje kontrolne wobec rządu, uprawiają prorządową propagandę i sieją dezinformację – ich nikt przejmować nie musi, zostały przejęte już dawno, i to na własność. Nie chcę też Polski, w której rząd uprawia tanią, populistyczną propagandę sukcesu, zmienia politykę w medialny spektakl, robiąc z obywateli urabialną masę, a z oportunizmu swoją filozofię polityczną."
-"Nie chcę Polski, w której polityka zostaje sprowadzona do poziomu dyskusji o nogach i krawatach. Nie chcę Polski, w której istnieje monopol jednej partii, a opozycja traktowana jest jak dinozaury skazane na wyginięcie."
-"Nie chcę Polski, w której redaktor naczelny potężnej gazety usiłuje zamykać usta swym krytykom i zastraszać polemistów procesami.
Nie życzę sobie także kandydatur kanapowych partii dbających wyłącznie o partyjniacki i grupowy interes dwóch dominujących partii. Dlatego nie będę głosował ani na Komorowskiego, ani też na Kaczyńskiego, bowiem to obecna Polska została stworzona przez nich i ich kamarylę na obraz nędzy II RP. I nie ma co teraz udawać, że to nie ja a kolega jest winien obecnych deformacji. Dalsze pozostawianie władzy w rękach oszustów politycznych prowadzi do krańcowego wynaradawiania, ubezwłasnowolnienia i rasowej dominacji wybrańców połączonych z politycznym wywłaszczaniem Polaków.
Jeszcze trochę i ciut, ciut a znajdziemy się w sytuacji nieszczęsnych Palestyńczyków z Gazy tropionych i łupionych jak dzikie zwierzęta przez rasę bliskowschodnich panów.
Komentarze (0):
Prześlij komentarz
Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]
<< Strona główna