Zygfryd Gdeczyk

sobota, 27 czerwca 2009

Czerwonego nie znacie a czarne chwalicie

Czerwonego nie znacie a czarne chwalicie

W ostatnim swoim entree opisywałem, odchodząc od głównego nurtu zadanego tematu przez Gospodarza, śmierć Nedy. A właściwie polityczno-prasowy kociokwik światowych mediów, tej krwiożerczej kolubryny żywiącej się krwią i ludzkim nieszczęściem. Bardzo byłem ciekawy reakcji blogowiczów na ten temat. Okazuje się, że reakcją było pełne milczenie. Ani jednego posta, który by nawiązywał do dramatycznego i drastycznie przedstawionego aktu umierania.

Jak się jednak okazuje ta śmierć wpisuje się w bardzo oczywisty a i brutalny świat mediów światowych, nie pracujących sobie a muzom lecz na określone zamówienie. Powstaje zatem pytanie czy te media działają na społeczne zamówienie, czy też działają w imieniu wielkiego kapitału, czyli działają na zamówienie systemu? W oparciu o własne, drobne doświadczenie, zauważam skromnie, że nie ma społecznej fascynacji śmiercią. Nie ma społecznego zamówienia i akceptacji na gwałt i brutalność. Te zjawiska szokują i blokują ludzi w ich naturalnych reakcjach. Społeczeństwo nie chce i boi się cierpień oraz śmierci uciekając panicznie w sferę życia. I moim zdaniem jest to bardzo naturalny i zrozumiały odruch stanowiący mechanizm obronny wobec zalewającej nas kultury śmierci.

Kultury w ramach, której przekonuje się i zmusza do wysyłania naszych żołnierzy poza granice kraju, by zabijać i być zabijanymi. A któż to dał takie prawo aby człowiek mógł zabijać swego brata? Przy tym często bosego i usmarkanego oraz głodnego dzieciaka, starca lub kobietę, samemu będąc uzbrojonym po zęby w nowoczesne środki masowego mordu. Dlaczego decydenci i dysponenci takich krwiożerczych skłonności chodzą dumnie po naszych ulicach w czarnych kapeluszach przysłaniających ich czoła i oczy, dlaczego skrywają swoje sylwetki długimi i czarnymi płaszczami zachowując się note bene niczym obsługa karawanu. Przy czym ta obsługa karawanu w zestawieniu z nimi pełni niezwykle szlachetną i cenną społecznie powinność ułatwiającą odejście z tego świata nie mając absolutnie nic wspólnego z decyzją o tym akcie ostatecznym.

Te elementy nowej kultury, przed którą tak przestrzega Watykan wprowadzono wraz z nowym systemem politycznym, którego istotą nie jest pokojowa koegzystencja, współpraca, dobro i miłość.W nim czai się agresja, brutalność, bezwzględność, krew i łzy, a u jego końca kapitał zbrukany tym wszystkim. Apologeci zła wykonują nerwowe i przegrane ruchy by przekonać nas, iż zło jest dobrem. To bardzo przewrotna i podła logika świadcząca o zdewaluowaniu i zdeformowaniu systemów moralnych w imię pozyskiwania wartości materialnych.

Tym celom służy podporządkowany aparat medialny i jego negatywna propaganda. Jest on z jednej strony instrumentem realizacji celów klas posiadających, z drugiej zaś strony stara się on adaptować społeczeństwa do obowiązujących reguł gry usiłujących nas zawrócić do epoki Hammurabiego. W rezultacie czego najbardziej bogate społeczeństwo jest najbardziej skryminalizowanym. A ci, którzy podnoszą protest przeciwko takim relacjom okrzykiwani zostają terrorystami.

Ten dyskusyjny udział mediów w kryminogennym procederze nie jest przypadkiem, bowiem same siebie określają one czwartą władzą. Znajdują się one w nierozerwalnym związku z systemem prywatnej własności. Nowe media stworzył kapitalizm pod niezwykle dumnymi, cennymi i szlachetnymi sztandarami, które z czasem przybrały charakter szyderczej karykatury. Wspomniany związek mediów z władzą jest nie tylko konsekwencją ich ukształtowania przez politykę ale także brania udziału w tym niezbyt czystym powiedzmy sobie jasno procederze, co polega na udziale w zaangażowanej obronie i walce o oblicze, charakter i istotę nowego.

Media nie są wolne i niezależne za jakie chciałyby uchodzić. Są one umoczone w polityce po same uszy. Mało tego starają się brać udział w tej grze jako jej uczestnik i potencjalny konsument tortu.W dyskusjach politycznych zapraszanych polityków traktują z góry, per "nogam" i często po chamsku, dezawuując istotę zawodu dziennikarza. Bowiem to oni starają się dyktować co, jak i kiedy ma powiedzieć polityk. Zatem w konstytucyjnie nieprawny sposób starają się przejąć kontrolę i nadzór nad polityką w ostateczny sposób decydując o jej wyrazie.

To zjawisko nadaktywnego udziału mediów w życiu politycznym jest równie niebezpieczne jak i skarcone przez Benedykta XVI nadmierne zaangażowanie kościoła w przemiany polityczne w Polsce. Praktycznie należy powiedzieć, że to właśnie wymienione struktury są odpowiedzialne za sposób transformacji w Polsce i jej ostateczny kształt, odwrotnie proporcjonalny do oczekiwanego przez solidarne masy.

W rezultacie dochodzimy do tego, że Iran ma roczny PKB na 1 osobę wysokości 12300 dolarów, a my zaledwie 55oo. Ten stan rzeczy niedorozwiniętego państwa wobec Iranu upoważnia nas do pouczania go, krytykowania, wytykania błędów i ledwo tłumionej chęci dokonania wyprawy krzyżowej dla poskromienia tych bisurmanów. Ludzie opanujmy się. Najpierw zacznijcie od siebie, wynieście własny naród na przyzwoity poziom cywilizacyjny, aby mieć moralny argument do kształtowania innym życia na obraz i podobieństwo nasze, co i tak za absud uznać należy w kontekście prawa każdego do samostanowienia.

Z wyżej wymienionymi problemami ściśle się wiąże problem tabloidyzacji mediów, pojmowany przez jednych jako misyjne robienie z ludzi idiotów a przez drugich jako szczyt i erupcja cywilizacyjnych możliwości mediów. Z mego punktu widzenia obecne pojmowanie i wdrażanie tabloidyzacji jest niczym innym jak ogłupianiem konsumentów. I to ogłupianie zarówno polityczne jak i ekonomiczne, co ściśle się ze sobą wiąże. Im woda mętniejsza tym drapieżniki odważniej sobie poczynają.

Dla mnie w tym procesie są ważne dwa główne elementy, przechodzenie ilości w jakość oraz relacja między formą i treścią. Nieuchronny postęp technologiczny niesie ze sobą konieczność zmiany form i metod przekazywanych informacji, co stanowi korzystny element dla rynku medialnego. I drugą kwestię stanowi treść owego przekazu transmitowanego przez nowoczesne technicznie media.Otóż owa zawartość jest nadzwyczaj podła i niekorzystna dla społeczeństwa.

Można by wręcz powiedzieć, że im wyżej postępuje technologia przekazu tym bardziej obniża się jego treść. Przy czym nie da sie obciążyć telewizora za to, co dzieje się na jego ekranie. Za ten zgiełk i rozgardiasz, opowiadanie andronów w stylu uchybiającym profesjonalizmowi dziennikarskiemu, za narastającą agresję i nietolerancję odpowiadają ludzie pozostający ukryci z drugiej strony propagandowej skrzynki. Najogólniej można by powiedzieć, że za ten stan rzeczy odpowiadają elity, które nie dorosły do swojej roli.

Znajdziemy wśród nich reprezentantów warszawskiego salonu, przedstawicieli episkopatu, członków wiecznie koczującego narodu, chorobliwych apologetów kapitału i rozdartych kosmopolitów. Wszyscy oni chcą dobrze, ale niestety tylko dla siebie. Na przykład, co nadzwyczaj znamienne, obecne elity ustawodawcze za żadne skarby nie chcą dopuścić do tego by ujawnić swój stan kont, gdzie za komuny biegali w czarnych i brudnych oraz obszarpanych sweterkach, a dzisiaj tak im urosło w wyniku ich niespożytej walki dla naszej ukochanej Ojczyzny, której będą bronić nogami i zębami, byle tylko nie pokazać nieudacznikom jak to im znakomicie się powiodło przy boskiej i solidarne pomocy.

To oczywiste, że dzisiaj już prawie nikt nie kwestionuje, że media są coraz głupsze.I w zasadzie ich dysponentów niewiele interesuje jakie one są. Ważne jaki one smakołyk finansowy stanowią. Przy okazji ostatnich medialnych bijatyk dowiedzieliśmy się, że chodzi tutaj o sympatyczny torcik wartości 1-go miliarda złotych. Stanowi to łakomy kąsek dla panów Waltera i Solorza. Rywina jako przewidywanego uczestnika w raucie już wyeliminowali zapewniając mu państwowy wikt i opierunek w wydobywczym areszcie na czas nieokreślony.

Jeżeli w USA przemysł medialny jest drugim potentatem w robieniu szmalu po przemyśle zbrojeniowym, to kopiując u nas w neoliberalny sposób amerykańskie stosunki trudno jest przewidywać, żeby w Polsce było inaczej. Dlatego tak ważne jest ustawianie się w kolejce i tasowanie, sadzanie do mamra takich oportunistek wolności jak Jakubowska, by wreszcie dobrać się do cebrzyka miodu. A do aktywów Telewizji Publicznej nie tylko należy roczny przerób w wysokości miliarda złotych.To także ogromnej wartości majątek nieruchomy, kto wie czy nie jeszcze większy majątek ruchomy, aparatura, sprzęt, instalacje, wyposażenie, pracownie, zbiory. Nieocenionej wartości zbiory zasobów inteletktualnych, że nie wspomnimy o kadrach.W sumie jest to majątek tak ogromnej wartości, że dobrzy byłoby aby te orły neoliberalne, nawet po świadomym zdeprecjonowaniu i rozbiciu telewizji publicznej zechciały nam powiedzieć ile jest ona warta. Gra jest warta świeczki i liberalne wilki nie odpuszczą, dopóki telewizja nie padnie, a gdy padnie to już jest ich.

Dotychczasowe doświadczenia uczą, że jeżeli liberałowie nie chcą odpuścić nawet ogródkom działkowym, to tym bardziej nie odpuszczą Trąbie Jerychońskiej każdej władzy. Ona musi być ich. A państwowa czy publiczna stoi jakby na przekór kapitalistycznym marzeniom. Dlatego są zainteresowani likwidacją abonamentu reanimującego tę strukturę. To, że politycznie jest ona już liberalna nie ma najmniejszego znaczenia, ponieważ własnościowo jest bolszewicka. I te czerwone skrzydła należy jej utrącić. Po czym, czarne kondory resztę już załatwią.

A teraz przychodzi pora na mój prywatny stosunek do przyszłości telewizji publicznej.Otóż coraz rzadziej ją oglądam z uwagi na ewidentne obniżenie jakości produkcji jaką ona emituje.W swym charakterze jest ona zaściankowa. Brakuje mi w niej ducha otwartości, nowoczesności, pluralizmu i francuskiej lekkości. Jest ona ciężka, smutna, sklerykalizowana, porażona biedą i prawicowym światopogląde. A zatem ideowo jest mi ona obca. Nie znajduję w niej żadnej misji, poza politycznym ogłupianiem.

Z tego też względu nie zamierzaniem finansowo wspierać telewizji, która godzi w mój system wartości. Dlatego mimo, iż jestem przeciwnikiem Tuska i Kaczyńskiego pozostawiam im wolną rękę i niech sobie z nią czynią, co ich dusze zapragną.

O wolności burżuazyjnej telewizji publicznej świadczą zarobki jej prezenterów na poziomie 70 tysięcy zlp.Takich pieniędzy za darmo się nie daje.Takie pieniądze otrzymuje się nie za ciężka pracę a za pilnowanie realizacji linii ideowej Grupy Trzymającej Władzę. A ja nie chcę tego widzieć i oglądać, a już w szczególności płacić. Proszę mi zatem pozwolić, w gospodarce rynkowej, płacić za wartości, które uznam dla siebie za niezbędne. Jeżeli zaś rząd chce mi na siłę wciskać swoją ciemnotę, to powinien mi płacić za to, że ja zechcę poddawać się jego indoktrynacji.Kropka.

Jako przykład amerykańskiej wolności mediów przytacza się Barbarę Walters, która zapewne nie tylko z właścicielem uzgadniała z kim ma przeprowadzać wywiady. Jej płacono za określony produkt, miły burżuazyjnemu oku i uchu. A na jakość tego produktu składała się nie tylko sprawność warsztatowa Pani Walters ale przede wszystkim linia ideowa produktu, którą przecież nie ona dyktowała. Z podobnym przykładem światowej publicystyki spotykamy się w przypadku Oriany Fallaci. Boże, z kim to ona nie przeprowadzała wywiadów, nawet Gierkowi nie przepuściła. A przed rozpoczęciem awantury w Iraku, u schyłku swoich dni, zaczęła opowiadać historie o Arabach jak to sikają w jej rzymskich parkach i pod historycznymi kolumnami, co ją strasznie degustuje. Jakby nie zdawała sobie sprawy, było nie było inteligentna baba, z politycznej wymowy swych słów wpisujących się w antyarabską nagonkę zmierzającą do nieuzasadnionej awantury wojennej w Iraku.
Zatem zgłupiała na starość, czy dała się ogłupić lub odniosła z tej planowej głupoty jakieś profity.W wielkim świecie nie ma sentymentów.

A dlaczego w tamtym świecie Passent potrafił zbudować i zachować swoją wielość i niepowtarzalność a także przyzwoitość? W tej chwili, po przekręceniu się na "demokrację", również nie pozwala z siebie do końca robić lizaka nowych czasów i ich elit.
A pamiętają państwo Irenę Dziedzic. Baba z klasą. Inteligentna, błyskotliwa. Jej wywiadów ja słuchałem z przyjemnością, ponieważ zawarta w nich była wiedza, kultura i życzliwość wobec interlokutora. Dlaczego o tym wspominam? Ano dlatego, żeby dać wyraz temu, że mieliśmy swoich idoli, których nie musimy się wstydzić, a przychodziło im funkcjonować w znacznie trudniejszych warunkach niż tym na Zachodzie.
_________________
Nuda veritas.

Komentarze (0):

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]



<< Strona główna