Polityczne zabawy
Serdecznie witam na swoim blogu i zapraszam do intelektualnej przygody analizy politycznych zdarzeń
Polityczne zabawy
Fakt, że wielu solidarnych aktywistów brzydko bawi się Polską jest znany nie od dzisiaj, stąd niczego odkrywczego w takim podejściu nie można znaleźć. Wynika z tego jedynie wniosek, że stawiający taką tezę w końcu dojrzeli do poważniejszych ocen. Generalnie można przypuszczać, że pogubili się oni w swych solidarnych emocjach i sympatiach lub też celowo zamazywali czarny obraz barwami zbliżonymi do optymistycznych. Narastanie jednak ewidentnych systemowych sprzeczności rodzi w nich obawę przed śmiesznością i potencjalną eliminacją z rynku. Ten strach z jednej strony i chęć pozostawania w intelektualnej awangardzie powoduje w nich konieczność ewolucji prosolidarnościowo-rządowych sympatii na rzecz zmiękczenia ich pewną dozą krytycyzmu. I bardzo słusznie, że nabierają oni po 30 latach pewnego dystansu do spłodzonego przez siebie bękarta.
Nie widzę tutaj najmniejszego powodu do podejmowania imiennej krytyki politycznych pryncypałów wyrosłych na zachodnio-solidarnej bazie. Generalnie tych ludzi cechują bardzo zaawansowane i niskie emocje, sięgające Workuty a może i jeszcze dalej. Natomiast ich polityczne zachwyty dotyczą Berlina, Paryża i Nowego Jorku. Jednym słowem za wszelką cenę chcą się oni wyrwać z przynależnego im słowiańskiego kręgu kulturowego w obcą im strefę śródziemnomorsko-atlantycką. Za tę nierozważną miłość już dzisiaj zapłacili oni najwyższą cenę. Ten tylko to zrozumie kto zna gorącą i bezinteresowną miłość Jekatieriny zestawioną ze zdystansowanym chłodem anglo-amerykańskiej, niezwykle praktycznej Kathy. I tak to, niestety, bywa kiedy nie potrafiło się uszanować własnej Wandy, która dla nas potrafiła się rzucić w brunatne fale Wisły. A dzisiaj coraz częściej wskutek naszej zdrady zmuszone są rzucać swą urodę w obleśny łapy i na pożarcie zachodniego kapitału. Dla odmiany męsko-polskie fascynacje urodą pań Margaret, baronessy Katerine, Condoleezzy, Madeleine czy nawet Hilary doprowadzają wręcz do ekstatycznego obłędu, zgodnie z powiedzeniem, że każda zmora znajdzie swego solidarnego amatora.
Zatem nasi solidarni i przystojni panowie nie tylko czepiają się z maniackim uporem zachodnich pań licząc na spore fortuny i wygodne życie w demokratyczno-burżuazyjnych pieleszach kapitalizmu. Jednym słowem mają oni na uwadze życie łatwe, proste i przyjemne. A potem różne medialne urwipołcie naigrawają się czy Pani Anne nada się na First Lady. W końcu kiedyś zaczął się wspaniały ród Komorowskich, to i nic nie stoi na przeszkadzi by teraz dać początek znamienitej i perspektywicznej familii Sikorskich, która co prawda nie uszanowała kandydata na Prezydenta Obamę, ale wszystko poza tym co amerykańskie kocha z głębi serca i bez ograniczeń, łącznie z rakietami.
Stąd też pewnie tym nowym elitom ukształtowanym na amerykańską modłę nie robi większego znaczenia polska subtelność językowa.Dla nich niski, mały i kurdupel są synonimami tej samej wielkości. Ten język knajacki z równym zacięciem stosują w personalnych zmowach cmentarnych, rozgrywkach politycznych, w rynsztoku i na salonach, ot taki demokratyczny uniwersalizm tych, którzy zawsze mają rację. Ci młodzi ludzie przedwcześnie eksponowani na stanowiskach, do których jeszcze nie dorośli, nie uszanują nikogo i niczego, ponieważ są w pełni świadami tego, że za nimi stoją tak ciemne siły, że nikt im nie podskoczy. Prowadzi to do sytuacji, w której deprecjonuje się największe autorytety w państwie, mimo że są one tej samej konduity co i delikwent. Wszystko to wskazuje na to, że ci, którzy tak ostentacyjnie i z takim przekonaniem popierali delikwenta sami jeszcze nie dorośli do kreowania politycznych autorytetów albo robią to na ewidentne zapotrzebowanie.
Oczywiste i uporczywe oscylowanie między "niepoważnym" Prezydentem i "poważnym" Premierem rodzi wątpliwości co do powagi ruchu, z którego oni obaj wyrośli i w jego imieniu sprawują władzę.Także ich totumfaccy zachowują się w sposób daleko odbiegający od klasy i walą z Grubej Berty czym tylko się da. Jeżeli przy tym zauważymy, że wszyscy oni mieli naturalną skłonność do zmieniania partii jak dama określonego autoramentu do zmieniania rękawiczek, to w zasadzie nic nas już zadziwić nie może. Wpuszczono chłopów do biura, którzy piją atrament w przekonaniu, że konsumują francuski szampana"pierwogo sorta" z czarnych winogron.
Co zaś się tyczy urzędującego Prezydenta to wymaga on pewnego rodzaju szacunku i kulturalnego zachowania wobec niego. Zgodnie z intencjami politycznymi sił solidarnych, które określiły ordynację wyborczą, ruch solidarnych wybrał swego Prezydenta, a nie jakiegoś tam czerwonego kocmoucha. Niegrzeczne traktowanie swojego Prezydenta, świadczy o bardzo niskim poziomie kultury politycznej osadzonej w realiach bezwzględnej, niszczącej, kompromitującej i egoistycznej walki, gdzie nie ma absolutnie żadnych różnic programowych, poza prymitywną walką o koryto. A to jest nieco zbyt mało by akceptować niesamowite koszty społeczne tej absurdalnej szamotaniny nie wróżącej Polsce niczego dobrego.
Swego czasu ironizowano z bolszewickich pryncypałów głoszących swe wystąpienia z kartki, tak długo dopóki wiatr dziejów nie wyrwał im jej z ręki. Dzięki temu nie opowiadali jednak bzdur. Dzisiejsze "elity" plotą zaś co im ślina przyniesie na język i strzepią go na wszystkie strony, bez ładu, składu i odpowiedzialności, wzorem niedoścignionego polonisty co to pił "zdrowie wasze w gardło nasze",sic! solidarnych zdrowie z opłakanym skutkiem. I to z takimi rezultatami, że krytykują je już nie tylko opozycja, ale także co bardziej rozgarnięci uczestnicy koalicji.
Z rozpaczy często ci ludzie popadają w depresję, oddają się narkotykowym odlotom i cielesnym uciechom z płatnymi panienkami. Inni pobici przez stworzony przez siebie system umierają przedwcześnie. Najbardziej hazardowi pokerzyści porzucają swoje ministerialne posady i uciekają poza granice naszego wolnego państwa, skąd tak oceniają obecny system, że włos się jeży na głowie. Dlatego nie dziwmy się, że plebs ich tak ocenia jak oni sobie na to zasługują.
Ponieważ nikogo nie można już epatować życiem z politycznych sfer, więc media zaczynają tłuc i dyskontować to wszystko co jest związane z najbardziej osobistym życiem człowieka. Najbardziej sensacyjne doniesienia głoszą, że polskie demokratyczne społeczeństwo bije i morduje swoją władzę, tłukąc policję ile wlezie. Pewnie czynią to z miłości , bo z nienawiści do wolności, pluralizmu i demokracji to wręcz wierzyć się nie chce. Ktoś tutaj kogoś stara się robić w ciemnego i niedorozwiniętego luda.
Najbardziej zainteresowała mnie dzisiaj w TV, zamiast polityki, seksualna problematyka, gdzie deliberowano o zachodzeniu w ciążę, sposobach rodzenia, przeciwdziałaniu rozciągniętej i brzydkiej skórze damskiego brzucha. Mówiono także o seksie w samochodzie a także o wykorzystywaniu tego środka komunikacji jako miejsca pracy akuszerki. Spory rozgłos nadano sądzeniu się homoseksualisty z Polską o spadek po jego zmarłej męskiej miłości. Nie należy mieć nic przeciw tego rodzaju tematom podejmowanym publicznie. Wypada jednak wnieść zastrzeżnie, że jeżeli te intymne kwestie są wnoszone obok rzeczy bardziej znaczących dla Polski to jest wszystko korekt. Jeśli natomiast ta tematyka jest podejmowana zamiast rzeczy ważnych i perpspektywicznych politycznie, wówczas należy zgłaszać protest, ponieważ życie seksualne Polaków jest ważne ale rzeczą bezwzględnie ważniejsza jest to, co Polak może włożyć do garnka.
Na koniec, na przekór intencji Passenta, ja nie chcę przesądzać czy solidarni ichmościowie walczą z Polską, czy walczą o lepszą Polskę. Dotychczasowe moje 30 letnie doświadczenia, poczynając od 1980 roku, w tym przedmiocie, raczej nie nastrajają zbyt optymistycznie. Jeżeli nawet ugodowo przyjmiemy, że walczą oni o lepszą Polskę, to ja od razu muszę zapytać a dla kogo? Dla siebie czy dla mnie? Bo najkorzystniej byłoby gdyby walczyli dla wszystkich, a nie tak jak to uczyniła solidarity.
_________________
Łaskotanie prawicy
Polityczne zabawy
Fakt, że wielu solidarnych aktywistów brzydko bawi się Polską jest znany nie od dzisiaj, stąd niczego odkrywczego w takim podejściu nie można znaleźć. Wynika z tego jedynie wniosek, że stawiający taką tezę w końcu dojrzeli do poważniejszych ocen. Generalnie można przypuszczać, że pogubili się oni w swych solidarnych emocjach i sympatiach lub też celowo zamazywali czarny obraz barwami zbliżonymi do optymistycznych. Narastanie jednak ewidentnych systemowych sprzeczności rodzi w nich obawę przed śmiesznością i potencjalną eliminacją z rynku. Ten strach z jednej strony i chęć pozostawania w intelektualnej awangardzie powoduje w nich konieczność ewolucji prosolidarnościowo-rządowych sympatii na rzecz zmiękczenia ich pewną dozą krytycyzmu. I bardzo słusznie, że nabierają oni po 30 latach pewnego dystansu do spłodzonego przez siebie bękarta.
Nie widzę tutaj najmniejszego powodu do podejmowania imiennej krytyki politycznych pryncypałów wyrosłych na zachodnio-solidarnej bazie. Generalnie tych ludzi cechują bardzo zaawansowane i niskie emocje, sięgające Workuty a może i jeszcze dalej. Natomiast ich polityczne zachwyty dotyczą Berlina, Paryża i Nowego Jorku. Jednym słowem za wszelką cenę chcą się oni wyrwać z przynależnego im słowiańskiego kręgu kulturowego w obcą im strefę śródziemnomorsko-atlantycką. Za tę nierozważną miłość już dzisiaj zapłacili oni najwyższą cenę. Ten tylko to zrozumie kto zna gorącą i bezinteresowną miłość Jekatieriny zestawioną ze zdystansowanym chłodem anglo-amerykańskiej, niezwykle praktycznej Kathy. I tak to, niestety, bywa kiedy nie potrafiło się uszanować własnej Wandy, która dla nas potrafiła się rzucić w brunatne fale Wisły. A dzisiaj coraz częściej wskutek naszej zdrady zmuszone są rzucać swą urodę w obleśny łapy i na pożarcie zachodniego kapitału. Dla odmiany męsko-polskie fascynacje urodą pań Margaret, baronessy Katerine, Condoleezzy, Madeleine czy nawet Hilary doprowadzają wręcz do ekstatycznego obłędu, zgodnie z powiedzeniem, że każda zmora znajdzie swego solidarnego amatora.
Zatem nasi solidarni i przystojni panowie nie tylko czepiają się z maniackim uporem zachodnich pań licząc na spore fortuny i wygodne życie w demokratyczno-burżuazyjnych pieleszach kapitalizmu. Jednym słowem mają oni na uwadze życie łatwe, proste i przyjemne. A potem różne medialne urwipołcie naigrawają się czy Pani Anne nada się na First Lady. W końcu kiedyś zaczął się wspaniały ród Komorowskich, to i nic nie stoi na przeszkadzi by teraz dać początek znamienitej i perspektywicznej familii Sikorskich, która co prawda nie uszanowała kandydata na Prezydenta Obamę, ale wszystko poza tym co amerykańskie kocha z głębi serca i bez ograniczeń, łącznie z rakietami.
Stąd też pewnie tym nowym elitom ukształtowanym na amerykańską modłę nie robi większego znaczenia polska subtelność językowa.Dla nich niski, mały i kurdupel są synonimami tej samej wielkości. Ten język knajacki z równym zacięciem stosują w personalnych zmowach cmentarnych, rozgrywkach politycznych, w rynsztoku i na salonach, ot taki demokratyczny uniwersalizm tych, którzy zawsze mają rację. Ci młodzi ludzie przedwcześnie eksponowani na stanowiskach, do których jeszcze nie dorośli, nie uszanują nikogo i niczego, ponieważ są w pełni świadami tego, że za nimi stoją tak ciemne siły, że nikt im nie podskoczy. Prowadzi to do sytuacji, w której deprecjonuje się największe autorytety w państwie, mimo że są one tej samej konduity co i delikwent. Wszystko to wskazuje na to, że ci, którzy tak ostentacyjnie i z takim przekonaniem popierali delikwenta sami jeszcze nie dorośli do kreowania politycznych autorytetów albo robią to na ewidentne zapotrzebowanie.
Oczywiste i uporczywe oscylowanie między "niepoważnym" Prezydentem i "poważnym" Premierem rodzi wątpliwości co do powagi ruchu, z którego oni obaj wyrośli i w jego imieniu sprawują władzę.Także ich totumfaccy zachowują się w sposób daleko odbiegający od klasy i walą z Grubej Berty czym tylko się da. Jeżeli przy tym zauważymy, że wszyscy oni mieli naturalną skłonność do zmieniania partii jak dama określonego autoramentu do zmieniania rękawiczek, to w zasadzie nic nas już zadziwić nie może. Wpuszczono chłopów do biura, którzy piją atrament w przekonaniu, że konsumują francuski szampana"pierwogo sorta" z czarnych winogron.
Co zaś się tyczy urzędującego Prezydenta to wymaga on pewnego rodzaju szacunku i kulturalnego zachowania wobec niego. Zgodnie z intencjami politycznymi sił solidarnych, które określiły ordynację wyborczą, ruch solidarnych wybrał swego Prezydenta, a nie jakiegoś tam czerwonego kocmoucha. Niegrzeczne traktowanie swojego Prezydenta, świadczy o bardzo niskim poziomie kultury politycznej osadzonej w realiach bezwzględnej, niszczącej, kompromitującej i egoistycznej walki, gdzie nie ma absolutnie żadnych różnic programowych, poza prymitywną walką o koryto. A to jest nieco zbyt mało by akceptować niesamowite koszty społeczne tej absurdalnej szamotaniny nie wróżącej Polsce niczego dobrego.
Swego czasu ironizowano z bolszewickich pryncypałów głoszących swe wystąpienia z kartki, tak długo dopóki wiatr dziejów nie wyrwał im jej z ręki. Dzięki temu nie opowiadali jednak bzdur. Dzisiejsze "elity" plotą zaś co im ślina przyniesie na język i strzepią go na wszystkie strony, bez ładu, składu i odpowiedzialności, wzorem niedoścignionego polonisty co to pił "zdrowie wasze w gardło nasze",sic! solidarnych zdrowie z opłakanym skutkiem. I to z takimi rezultatami, że krytykują je już nie tylko opozycja, ale także co bardziej rozgarnięci uczestnicy koalicji.
Z rozpaczy często ci ludzie popadają w depresję, oddają się narkotykowym odlotom i cielesnym uciechom z płatnymi panienkami. Inni pobici przez stworzony przez siebie system umierają przedwcześnie. Najbardziej hazardowi pokerzyści porzucają swoje ministerialne posady i uciekają poza granice naszego wolnego państwa, skąd tak oceniają obecny system, że włos się jeży na głowie. Dlatego nie dziwmy się, że plebs ich tak ocenia jak oni sobie na to zasługują.
Ponieważ nikogo nie można już epatować życiem z politycznych sfer, więc media zaczynają tłuc i dyskontować to wszystko co jest związane z najbardziej osobistym życiem człowieka. Najbardziej sensacyjne doniesienia głoszą, że polskie demokratyczne społeczeństwo bije i morduje swoją władzę, tłukąc policję ile wlezie. Pewnie czynią to z miłości , bo z nienawiści do wolności, pluralizmu i demokracji to wręcz wierzyć się nie chce. Ktoś tutaj kogoś stara się robić w ciemnego i niedorozwiniętego luda.
Najbardziej zainteresowała mnie dzisiaj w TV, zamiast polityki, seksualna problematyka, gdzie deliberowano o zachodzeniu w ciążę, sposobach rodzenia, przeciwdziałaniu rozciągniętej i brzydkiej skórze damskiego brzucha. Mówiono także o seksie w samochodzie a także o wykorzystywaniu tego środka komunikacji jako miejsca pracy akuszerki. Spory rozgłos nadano sądzeniu się homoseksualisty z Polską o spadek po jego zmarłej męskiej miłości. Nie należy mieć nic przeciw tego rodzaju tematom podejmowanym publicznie. Wypada jednak wnieść zastrzeżnie, że jeżeli te intymne kwestie są wnoszone obok rzeczy bardziej znaczących dla Polski to jest wszystko korekt. Jeśli natomiast ta tematyka jest podejmowana zamiast rzeczy ważnych i perpspektywicznych politycznie, wówczas należy zgłaszać protest, ponieważ życie seksualne Polaków jest ważne ale rzeczą bezwzględnie ważniejsza jest to, co Polak może włożyć do garnka.
Na koniec, na przekór intencji Passenta, ja nie chcę przesądzać czy solidarni ichmościowie walczą z Polską, czy walczą o lepszą Polskę. Dotychczasowe moje 30 letnie doświadczenia, poczynając od 1980 roku, w tym przedmiocie, raczej nie nastrajają zbyt optymistycznie. Jeżeli nawet ugodowo przyjmiemy, że walczą oni o lepszą Polskę, to ja od razu muszę zapytać a dla kogo? Dla siebie czy dla mnie? Bo najkorzystniej byłoby gdyby walczyli dla wszystkich, a nie tak jak to uczyniła solidarity.
_________________
Łaskotanie prawicy
Komentarze (0):
Prześlij komentarz
Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]
<< Strona główna