Zygfryd Gdeczyk

środa, 16 grudnia 2009

Wielka nadzieja Ameryki

Wielka nadzieja Ameryki

Od Moje obrazy



Z Obamą wiązali wielkie nadzieje Amerykanie i cały postępowy świat. Przypuszczać należy ,że te oczekiwania zostały jednak w jakiś sposób storpedowane przez rzeczywistość.Rzeczywistość stanowiącą oczekiwania samego Prezydenta i potwornego kompleksu wojenno-przemysłowego,który musi mieć zyski by napędzać rozwój amerykańskiej gospodarki.

W tym wszystkim nie ma żadneg znaczenia czy ja jestem sympatykiem Obamy,czy też jego bezwzględnym krytykiem. Ważnym jest co sobą stanowi sam Obama. Ma znaczenie czy znajdzie on środki na ubezpieczenia 100% Amerykanów i pełną opiekę lekarską,czy te pieniądze będzie chciał wpompowć w proceder zabijania i niekończące się wojny stanowiące siłę motoryczną USA.

Natomiast prezydenckie wystąpienia należy traktować w kategorii werbalnych okrąglasów stanowiących osłonę dla politycznych niegodziwości Imperium Dobra. Miał on kilka dobrych wystąpień ,w tym to w Kairze kierowane do arabskiego świata.Niemniej nic z nich nie wynika. Czas umyka , piękne wystąpienia idą w zapomnienie,a polityka kanonierek kontynuowana jest nadal.

W tym sensie przyjmuję z dobrotliwym uśmiechem politowania i właściwym sobie dystansem kolejne wystąpienie Obamy,w tym także to w trakcie uroczystości odbioru Pokojowej Nagrody Nobla. Prezydent tak kreuje swoje wystąpienia, by umacniać i rozwijać rolę USA w świecie. A póki co rola ta, niestety, w znakomitej części wśród postępowych i pokojowo nastawionych krajów budzi poważne wątpliwości i zastrzeżenia.

W zaistniałej sytuacji wielkiego kryzysu amerykańskiego Obama gdyby nawet chciał nie może włączyć hamulca antywojennych działań, bowiem spowodowaloby to dalsze schłodzenie amerykańaskiej gospodarki,wzrost bezrobocia i niezadowolenie społeczne.Antykryzysowe poczynania więc są sprzeczne z wyborczymi deklaracjami Obamy. Powoduje to utratę zaufania do polityki Obamy. Aby zrekompensować sobie postępujący spadek społecznego zaufania Obama postanowił poprawić swoją reputację przyjmując łaskawie Pokojową Nagrodę Nobla załatwioną mu przez politycznych przyjaciół.

Jest faktem bezspornym, że Obama realizuje politykę amerykańskich jastrzębi kontynuując obecnie dwie duże wojny w arabskim świecie. Wojny bezzasadnie sprowokowane przez amerykański interwencjonizm międzynarodowy dla zapewnienia amerykańskich wpływów na międzynarodowej arenie, dostępu do źródeł energii i budowania szacunku na strachu wobec militarnej siły USA.

Ten agresywny image wypada więc podretuszować białymi piórkami gołąbka pokoju. Na ile ta polityka okazała się skuteczną dowodzą liczne sarkastyczne, ośmieszające i krytyczne opinie świata mediów w ocenie faktu przyznania Obamie nagrody. Zdarzenie to nie tylko deprecjonuje Obamę ,USA i Kapitułę nagrody Nobla. Jest to również zakpienie sobie i ośmieszenie samej idei pokojowej koegzystencji.

Nie dość ,że Obama gładko "łyknął" tę nagrodę to także stara się ją uzasadnić wyręczając w tym właściwe grono, dając jak gdyby do zrozumienia bez większej żenady, kto u kogo jest w kieszeni.
Gloryfikanci i polityczni absztyfikanci Obamy powiadaja na to, że nie ma się czym przejmować,ponieważ wielcy ludzie zawsze mieli swoich przeciwników. I tutaj walą z drobnej rury grubym śrutem nazwiskami Wałęsy i Jana Pawła II. Nie da się zaprzeczyć ,że wszyscy trzej są z tego samego towarzystwa wzajemnej adoracji amerykanskiego interesu dominacji nad światem. Jedynie kaliber relatywnie jakby ciut mniejszy.

Ci zwasalizowani intelektualiści masturbują swoje szare komórki nieistotnymi i bez znaczenia domysłami, kto Prezydentowi pisał to wystąpienie,kto i ile razy je korygował,by na koniec Pan Prezyden Świata walnął je w kąt i wygłosił swoje własne i charyzmatyczne expose do narodów świata. Jego kwintesencją jest idea ,że wojna jest drogą do pokoju. A jego wojna jest wojną sprawiedliwą. Szkoda tylko, iż nie wyjaśnił według jakich kryteriów sprawiedliwości trzeba ją odczytywać.Bez większego przekonania starał się odwoływać do świętych autorytetów Augustyna i Tomasza z Akwinu.

Obama jakby zapomniał przy tym powiedzieć,że Jan Paweł II był wyraźnie przeciwny wojnie w Iraku i Afganistanie. Kościół dzisiaj jest także bardzo ostrożny w swych ocenach używając chętniej określeń mówiących o wojnie usprawiedliwionej aniżeli wojnie sprawiedliwej.Wobec powyższego jest oczywistym, iż Obama ucieka od autorytety Kościoła jakim jest Papież i nurkuje w bardziej bezpieczne dla siebie rejony kultu Ghandiego. Jednym się to podoba a innym nie. Musimy pamiętać, że Prezydent Obama zawsze znajdzie dla siebie na stosowną okoliczność właściwy autorytet. A jeśli będzie to korzystne dla niego i USA, to odwoła sie także do Stalina.

Z powyższych rozważań wynika,że Obama doskonale zdaje sobie sprawę z moralnej niezręczności sytuacji w jakiej się znalazł ale widocznie zyski przewyższają straty i realizm polityczny zmusza go do udawania, że jemu zależy na pokoju w świecie.

Niektórzy złośliwcy powiadają,że jak już tak bardzo Obamie zależy na pokoju, to powinien rozpocząć to chlubne i szlachetne dzieło od likwidacji kary śmierci w USA, która w dużej części dotyka jego czarnych braci.

No a póki co elegancka i drętwa gadka-szmatka snuje się na demokratycznych salonach wojowniczej burżuazji a krew się leje ciurkiem w bezbrzeżne piaski pustyń zamieniając się w ropę.Takim to właśnie zręcznym sposobem kłamstwo zamienia się w prawdę ,dobroć i miłość ludzi bogatych,a biednych durniów zamienia się w pełnych nadziei idiotów.

Komentarze (0):

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]



<< Strona główna