Krytyka transformacji część 3
Krytyka transformacji część 3
Kontynuując swoje refleksje na temat "S" i jej błogosławionych skutków sprowadzonych z Watykanu do Polski warto jest powrócić jeszcze do mędrca tamtych czasów czyli pana Mazowieckiego. Jako się rzekło na wstępie był to zdecydowanie katolicki działacz o żydowskich korzeniach, co nota bene charakteryzowało bez mała całą elitę tamtych czasów oraz dnia dzisiejszego.
Ten solidarny przywódca nie bez pewnych oporów dał się przekonać, żeby pojechać do Gdańska jako jeden z solidarnych doradców "S". Bardzo interesująca jest rola tych doradców.Oni mówią sami o sobie,że pojechali tam aby wesprzeć "Solidarność" w poszukiwaniu porozumienia z władzą. Jak to ładnie brzmi, nieprawdaż? Wydaje się jednak, że ich rola była diametralnie inna.
Mówiąc wprost starali się oni dolewać oliwy do ognia,w taki sposób by strajkowy płomień rozlewał się na cały kraj, a rządowa sikawka nie była go w stanie ugasić. Świadczy o tym długotrwałość strajku, bojowe sypianie na styropianie, odprawianie modłów z udziałem księży, którzy umacniali antysocjalistyczna rewoltę w słowach: nadziei nie traćcie i ducha nie gaście, nawołując i oczekując jego zejścia na tę ziemię umęczoną przez klasę robotniczą.
Pod tym samym parasolem ideowym oraz ochroną SB jeździł Lechu Pierwszy po całym kraju ,by jak to on głosił gasić pożary strajkowe. Przy czym te jego duchowe peregrynacje zamiast zmniejszać ilość pożarów zwiększały je w zasadniczy sposób.Na spotkaniach ze swoimi nawiedzonymi fanami opowiadał takie baje i bajery ,że w głowie się to nie mieściło.Wystarczyło, że napomknął on ,iż należy dowalić komunie a już się zrywały frenetyczne burze. Im głupsze były koncepcje i przedstawiane w pokiereszowanym polskim języku tym większy był aplauz. Taka była odtrutka na treści ideowe głoszone na zebraniach partyjnych. W ten oto sposób durny robociarski świat został wymanewrowany jak bezbronne dziecię i zmuszono go do zakładania sobie pętli na szyję.
Przekonany do wyjazdu Mazowiecki by służyć swą "niezmąconą siłą spokoju" narwanym robotnikom Gdańska w zespole doradców zanegował obecność Kieniewicza,Gieysztora i Bieńkowskiego na rzecz Geremka i jemu podobnych Polaków. Doradcy musieli być ideowo czyści. I jeżeli ktoś nie wierzy niech sobie zada trud bardziej intymnego potraktowania ich proweniencji. Jest to o tyle ważne, że może rzucać światło na przesłanki podejmowanych decyzji, których ostrze było skierowane przeciwko Polsce Ludowej i jej ludowi. Tutaj nie chodziło o interes aparatu partyjnego, który liczył zaledwie 12 000 osób. Z przeciwnej strony barykady stał aparat kleru w sile 80 000 ludzkich osób sukienkowych oraz niezliczone rzesze oddanych sprawie klerykałów.
Przez tydzień czasu trwała stoczniowa integracja na styropianie ludzi głębokiej wiary i niedowiarków. Spajał ich wspólny cel dokopania komunie pod baldachimem kościoła robociarskimi kończynami. Jak pamiętamy spotkał się tam mały robaczek świętojański trzymający wielki długopis z ryngrafem Matki Boskiej z największą personą tamtych czasów,by rozmawiać jak Polak z Polakiem i jak doktor i z doktorem. Wielki robal mówił do małego robaczka,krówki byśmy dzisiaj wspólnie pasali, gdyby nie dobrodziejstwa socjalizmu. Nie pozwolił sobie jednak robaczek napluć w kaszę, ponieważ nie takie świętości i autorytety olewał on już ciepłym moczem.
Kiedy babuleńka komuna padła wykończona permanentnymi żądaniami ślicznego bobasa solidarnego, co to potem przerodził się w zarośniętego troglodytę solidarnego, poszły w kąt przyrzeczenia składane na tle popiersia Lenina w Hali BHP,że:"Socjalizm-tak,wypaczenia-nie". Doradcy solidarni już zadbali o to, by osiągnąć consensus z władzą dopuszczający ich do korytka. A to oznaczało zupełnie nowy etap walki politycznej, gdzie robociarze mieli już wówczas guzik do powiedzenia. Zaczynał się nowy etap walki o obraz i kształt Polski ,w którym robole nie mieli nic do roboty i do powiedzenia. Nastawał czas dzielenia fruktów przez doradców.
I tutaj zaczynają się oni droczyć czyj udział był większy, bardziej znaczący i decydujący w podziale łupów. Oczywiście wszyscy oni są nader skromni i w zasadzie nikt nie chce się przyznać zdecydowanie do sprawczej roli w grabieży Polski. Bardziej bezpiecznie jest rozłożyć demokratycznie tę odpowiedzialność na większą ilość bojowników o wolność,pluralizm i burżuazyjną demokrację, zmierzających do pomnażania swoich kont osobistych.
Faktem jest ,że Mazowiecki w przedmiocie rozstrzygnięć ekonomicznych do orłów nie należał więc korzystał również z rad osobistych doradców. A ci światli doradcy doradzali mu korzystanie z odległych wzorów zaczerpniętych znad Potomaku. Praktyczne rozwiązania niemieckie nie zaspokajały ich oczekiwań, kiedy im się śniła, w amerykańskim stylu, imperialna Polska "od morza do morza", jak drzewiej bywało.
Wydaje się ,że w tym stanie rzeczy poetyckie mierzenie sił na zamiary ,a nie zamiaru podług sił, wypadło dość mętnie i smętnie. Nie ma ogólnego szczęścia i radości. Lud nie rzuca kwiecia pod nogi solidarnych "elyt", a jeśli już to siarczyste pomstowania zaprawione pomówieniami o złodziejstwo. Zamieniono nas w naród sklepikarzy, kramikarzy i szczękowych handlarzy, którymi bez pardonu i litości pomiata warszawska cwaniara z wydatną piersią, do której zamierzała przytulić całą Polskę, bez wzajemności zresztą.
Ja również, póki co, tulę państwa do swej męskiej i cherlawej piersi w nadziei wyłącznie na zrozumienie, bez jakichkolwiek podejrzanych podtekstów, bowiem nikogo nie zamierzam wywłaszczać i transparentnie transformować.
Do uroczystego i przyjaznego spotkania w odcinku 4 na chwałę wiary, nadziei, miłości i solidarności.Odmówmy siedem zdrowasiek za tych ,którzy pobłądzili i braci swoich pokrzywdzili.
Kontynuując swoje refleksje na temat "S" i jej błogosławionych skutków sprowadzonych z Watykanu do Polski warto jest powrócić jeszcze do mędrca tamtych czasów czyli pana Mazowieckiego. Jako się rzekło na wstępie był to zdecydowanie katolicki działacz o żydowskich korzeniach, co nota bene charakteryzowało bez mała całą elitę tamtych czasów oraz dnia dzisiejszego.
Ten solidarny przywódca nie bez pewnych oporów dał się przekonać, żeby pojechać do Gdańska jako jeden z solidarnych doradców "S". Bardzo interesująca jest rola tych doradców.Oni mówią sami o sobie,że pojechali tam aby wesprzeć "Solidarność" w poszukiwaniu porozumienia z władzą. Jak to ładnie brzmi, nieprawdaż? Wydaje się jednak, że ich rola była diametralnie inna.
Mówiąc wprost starali się oni dolewać oliwy do ognia,w taki sposób by strajkowy płomień rozlewał się na cały kraj, a rządowa sikawka nie była go w stanie ugasić. Świadczy o tym długotrwałość strajku, bojowe sypianie na styropianie, odprawianie modłów z udziałem księży, którzy umacniali antysocjalistyczna rewoltę w słowach: nadziei nie traćcie i ducha nie gaście, nawołując i oczekując jego zejścia na tę ziemię umęczoną przez klasę robotniczą.
Pod tym samym parasolem ideowym oraz ochroną SB jeździł Lechu Pierwszy po całym kraju ,by jak to on głosił gasić pożary strajkowe. Przy czym te jego duchowe peregrynacje zamiast zmniejszać ilość pożarów zwiększały je w zasadniczy sposób.Na spotkaniach ze swoimi nawiedzonymi fanami opowiadał takie baje i bajery ,że w głowie się to nie mieściło.Wystarczyło, że napomknął on ,iż należy dowalić komunie a już się zrywały frenetyczne burze. Im głupsze były koncepcje i przedstawiane w pokiereszowanym polskim języku tym większy był aplauz. Taka była odtrutka na treści ideowe głoszone na zebraniach partyjnych. W ten oto sposób durny robociarski świat został wymanewrowany jak bezbronne dziecię i zmuszono go do zakładania sobie pętli na szyję.
Przekonany do wyjazdu Mazowiecki by służyć swą "niezmąconą siłą spokoju" narwanym robotnikom Gdańska w zespole doradców zanegował obecność Kieniewicza,Gieysztora i Bieńkowskiego na rzecz Geremka i jemu podobnych Polaków. Doradcy musieli być ideowo czyści. I jeżeli ktoś nie wierzy niech sobie zada trud bardziej intymnego potraktowania ich proweniencji. Jest to o tyle ważne, że może rzucać światło na przesłanki podejmowanych decyzji, których ostrze było skierowane przeciwko Polsce Ludowej i jej ludowi. Tutaj nie chodziło o interes aparatu partyjnego, który liczył zaledwie 12 000 osób. Z przeciwnej strony barykady stał aparat kleru w sile 80 000 ludzkich osób sukienkowych oraz niezliczone rzesze oddanych sprawie klerykałów.
Przez tydzień czasu trwała stoczniowa integracja na styropianie ludzi głębokiej wiary i niedowiarków. Spajał ich wspólny cel dokopania komunie pod baldachimem kościoła robociarskimi kończynami. Jak pamiętamy spotkał się tam mały robaczek świętojański trzymający wielki długopis z ryngrafem Matki Boskiej z największą personą tamtych czasów,by rozmawiać jak Polak z Polakiem i jak doktor i z doktorem. Wielki robal mówił do małego robaczka,krówki byśmy dzisiaj wspólnie pasali, gdyby nie dobrodziejstwa socjalizmu. Nie pozwolił sobie jednak robaczek napluć w kaszę, ponieważ nie takie świętości i autorytety olewał on już ciepłym moczem.
Kiedy babuleńka komuna padła wykończona permanentnymi żądaniami ślicznego bobasa solidarnego, co to potem przerodził się w zarośniętego troglodytę solidarnego, poszły w kąt przyrzeczenia składane na tle popiersia Lenina w Hali BHP,że:"Socjalizm-tak,wypaczenia-nie". Doradcy solidarni już zadbali o to, by osiągnąć consensus z władzą dopuszczający ich do korytka. A to oznaczało zupełnie nowy etap walki politycznej, gdzie robociarze mieli już wówczas guzik do powiedzenia. Zaczynał się nowy etap walki o obraz i kształt Polski ,w którym robole nie mieli nic do roboty i do powiedzenia. Nastawał czas dzielenia fruktów przez doradców.
I tutaj zaczynają się oni droczyć czyj udział był większy, bardziej znaczący i decydujący w podziale łupów. Oczywiście wszyscy oni są nader skromni i w zasadzie nikt nie chce się przyznać zdecydowanie do sprawczej roli w grabieży Polski. Bardziej bezpiecznie jest rozłożyć demokratycznie tę odpowiedzialność na większą ilość bojowników o wolność,pluralizm i burżuazyjną demokrację, zmierzających do pomnażania swoich kont osobistych.
Faktem jest ,że Mazowiecki w przedmiocie rozstrzygnięć ekonomicznych do orłów nie należał więc korzystał również z rad osobistych doradców. A ci światli doradcy doradzali mu korzystanie z odległych wzorów zaczerpniętych znad Potomaku. Praktyczne rozwiązania niemieckie nie zaspokajały ich oczekiwań, kiedy im się śniła, w amerykańskim stylu, imperialna Polska "od morza do morza", jak drzewiej bywało.
Wydaje się ,że w tym stanie rzeczy poetyckie mierzenie sił na zamiary ,a nie zamiaru podług sił, wypadło dość mętnie i smętnie. Nie ma ogólnego szczęścia i radości. Lud nie rzuca kwiecia pod nogi solidarnych "elyt", a jeśli już to siarczyste pomstowania zaprawione pomówieniami o złodziejstwo. Zamieniono nas w naród sklepikarzy, kramikarzy i szczękowych handlarzy, którymi bez pardonu i litości pomiata warszawska cwaniara z wydatną piersią, do której zamierzała przytulić całą Polskę, bez wzajemności zresztą.
Ja również, póki co, tulę państwa do swej męskiej i cherlawej piersi w nadziei wyłącznie na zrozumienie, bez jakichkolwiek podejrzanych podtekstów, bowiem nikogo nie zamierzam wywłaszczać i transparentnie transformować.
Do uroczystego i przyjaznego spotkania w odcinku 4 na chwałę wiary, nadziei, miłości i solidarności.Odmówmy siedem zdrowasiek za tych ,którzy pobłądzili i braci swoich pokrzywdzili.
Komentarze (0):
Prześlij komentarz
Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]
<< Strona główna