Zygfryd Gdeczyk

czwartek, 28 stycznia 2010

Lisowi zmiękła kita

Lisowi zmiękła kita


Na mszy świętej odprawionej przy ołtarzu liberalizmu czyli na Giełdzie Papierów Wartościowych Ojciec Święty polskich " liberalnych demokratów" Jego Ekscelencja Tusek, wnuczek powszechnie znanego dziadka wyrecytował swój "musek". Entuzjazmu, aplauzu i wiwatów nie było końca. Po całej litanii sukcesów i osiągnięć Pana Tuska oraz jego hazardowych przybocznych padły wreszcie słowa na sam koniec, najważniejsze. Rzecz zrozumiała nie ma tam mowy o przegranej, klęsce, czy wycofaniu się na z góry upatrzone pozycje.
Pan Premier zaanonsował, podjąłem odważną decyzję, z czego sprawa oczywista nic nie wynikało. A potem snuł kazanie o wybitnych swoich osiągnięciach na polu solidarnych przekształceń. Żadnych tam potknięć czy błędów, a Boże broń o jakichś klęskach, nieurodzajach powodziach lub też śnieżycach mowy nie było.

Państwowy twór neoliberalnej myśli tuskowej pozbawiony jest jakiejkolwiek skazy ekonomicznej, politycznej i społecznej, jednym słowem sam Eden dla Polaków. A, że 65 % Polaków nie ma zaufania do Pana Premiera i Pana Prezydenta nie ma to najmniejszego znaczenia dla ich dobrego samopoczucia. Oni nadal są pełni zadufania i fanatycznej wiary w swe uzdolnienia oraz predyspozycje , trzymając się koryta niczym rzep krowiego ogona.

Pan Premier w swej niewysłowionej mądrości i z niesłabnącym tupetem nowobogackiego parweniusza politycznego objawia nam, że jego, póki co jeszcze nie wiadomo jaka decyzja, wymagała odwagi Czapajewa i dalekowzroczności Talleyranda. Oczywiście bycie Prezydentem oznacza honory, zaszczyty i pierwsze miejsce na trybunie, które kojarzyć należy z nieróbstwem i brakiem odpowiedzialności oraz wałęsaniem się, po co atrakcyjniejszych miejscach na kuli ziemskiej. Natomiast sprawowanie funkcji Premiera to jest to, co autentycznemu działaczowi liberalnemu potrzeba do szczęścia.

Do dyspozycji ma on stare samoloty, miejsce przy ważnym stole, mikrofony, pokłony politycznego i urzędniczego planktonu, promienne uśmiechy, zwodzące pocałunki i bezgraniczne oddanie totumfackich w oczekiwaniu na łaskę pańską i spodziewane splendory. Jednym słowem Premier szerokim gestem swoim zaufanym janczarom daje, a przeciwnikom odbiera. Stąd hazardowe zagrania, cmentarne konszachty i aferalna atmosfera. Pan Premier lekką ręką rozdaje teki ministerialne, najlepiej adeptom zachodnich sztuk politycznych, a narodowi odbiera co tylko jest możliwe.

W tym zestawieniu premierowsko-prezydenckich splendorów Pan Premier wybiera znany sobie fotel Premiera, na którym się ponoć zna ale absolutnie się nie nadaje jak już wielokrotnie ogłosił tuz solidarnej nauki znana wszystkim, Pani Profesor Staniszkis, w bardzo eleganckim tonie, ale w istocie niewiele odbiegającym od lepperowej oceny Kwaśniewskiego:"Olek leniem i obibokiem jesteś".

Oczywiście w tym wszystkim chodzi o Polskę i jej wielkość, które zagwarantować mają od lat wdrażane i przygotowywane nadal liberalne projekty niszczące polską gospodarkę i oddającą ją w cudzy pacht. Dlatego Pan Tusk ma tak wysokie notowania wśród swoich zachodnich admiratorów, którzy niczego nie robią bezinteresownie. Ta polityka zapewnia Polakom nędzę w kraju lub pucowanie klamek na Zachodzie. Alternatywa iście homerycka, wyć albo nie wyć oto jest pytanie.

Rzecz jasna tę świetlaną decyzję orania na polskim ugorze miast eleganckiego reprezentowania Pan Tusk podjął już rok temu a może i nawet z momentem osadzenia go na fotelu Premiera.J ak wiadomo władza realna wciąga znacznie bardziej aniżeli władza nominalna. Przy czym ta prezydencka emerytura polityczna dawała Tuskowi szansę jeszcze 10 lat zażywania tej jedynej w swoim rodzaju synekury w kraju nad Wisłą. Pozostawanie zaś na stołku Premiera jest bardzo ponętne, owocujące w wiele konfitur, ale jednak obfitujące w moc niebezpiecznych i ryzykownych sytuacji, w których zdychająca klacz solidarnej polityki może jeszcze niespodziewanym wierzgnięciem zrzucić ze swego grzbietu przezacnego dostojnika liberalnego.

Opowiadanie nam dyrdymałów o ważności zadań i i wielkości instrumentów do ich realizacji jest czczym gadaniem.Tusk wystraszył się w oczywisty sposób przegranej w wyścigu do prezydenckiej godności. Jego popularność w społeczeństwie, w oczywisty sposób spada. Nie bez znaczenia są tutaj numery Kopacz wykręcane narodowi w kontekście świńskiej grypy i zakupu szczepionek oraz wysyłanie na pewną śmierć chorych na raka poprzez odebranie im możliwości leczenia. A decydującym w wtym wszystkim może się okazać komisja hazardowa przed, którą stanie Tusk.

Ten pojedynek może wzmocnić a nawet odbudować pozycje Premiera. Ale także nie da się wykluczyć, że polegnie on tutaj nie tylko jako potencjalny kandydat na Prezydenta lecz również jako realnie sprawujący władzę szef rządu. W związku z tym wszelkie nadzieje, rachuby i gry polityczne Tuska mogą zostać stłamszone na komisji hazardowej w samym zarodku, gdy Wassermann zakrzyknie:"Pan jesteś zero" a Kempa mu zawtóruje:" albo i mniej".

Dlatego przedwczesne są manipulacje i przygotowywanie gruntu przez środki masowego przekazu, że miejsce Tuska w boju z Kaczyńskim zastąpi Komorowski lub Sikorski albo nawet w krańcowym wiście Cimoszewicz kolaborujący ostatnio z Tuskiem. W gruncie rzeczy są to tacy sami ludzie od solidarnej matki i spod korzenia polsko-żydowskiego, jak gdyby innych kandydatur nie było. I na tym właśnie polega wielkość Michnika, Wałęsy,Kuronia,Kwaśniewskiego, Geremka i wielu innych starszych braci w wierze i polityce, by utrzymać w mocy niedemokratyczną zasadę nadreprezentacji władzy.

Jakby na sprawę nie patrzeć Kaczyński wyeliminował Tuska, ponieważ przestraszył swego głównego konkurenta w biegu do prezydenckiego piedestału. Stąd też niezależnie od tego co będzie mówił Tusk i jak będzie się nadymać platforma jest to kolejny ważki krok PIS-u, po wyciągnięciu na światło dziennej afery hazardowej i rozbiciu rządu jako owej skały mitologicznej Pana premiera, na drodze do odnowienia prezydentury Kaczyńskiego.

Z lewicowego punktu widzenia nie ma istotnej różnicy kto zostanie Prezydentem, peowiec czy pisowiec?
Stąd nie ma się czym fascynować i podniecać. W gruncie rzeczy nie mają oni żadnych programów perspektywicznych ukazujących przyszłość narodu a w tym znaczeniu i lewicy. Ich działania są doraźne, koniunkturalne i ustawione na zysk liberalnych elit dokonywany kosztem transferu wypracowanych środków przez doły społeczne. Różni ich jedynie poziom antykomunizmu i nienawiści wobec lewicy czyli swego własnego narodu.

"Rząd musi być jak skała, jak trwały fundament, w sytuacji, w której emocje targać będą politykami, kandydatami, partiami politycznymi" - oświadczył szef rządu.





Nietrudno nie zauważyć, że błogie samozadowolenie i taktowne, ledwie widoczne zadufanie świadczy dobitnie o tym kto ma zostać wydmuszką w tym sparringu. Nawiążmy jednak do ewangelicznego charakteru wystąpienia pana Premiera i powiedzmy sobie jasno, że wyroki Bogów są niezbadane.Tym bardziej , że krakowscy i toruńscy bogowie innych świętych święcą. Alea iacta est.

Komentarze (0):

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]



<< Strona główna